Singapore Sling próżno szukać wśród nazw najpopularniejszych islandzkich kapel i choć wydali już 7 albumów, to nie znajdziecie ich w zestawieniach najlepszych płyt z Wyspy. Dlaczego? Pewnie dlatego, że od samego początku, kiedy w 2000 roku Henrik Björnsson powołał zespół do życia tworzyli gdzieś poza muzycznym mainstreamem. Są świetnym dowodem na to, że Islandia to nie tylko muzyka elfów, songwriterzy i ambientowe przestrzenie. To także mroczne, psychodeliczne granie z krwi i kości.
O dziwo, w Polsce zespół, a może bardziej nazwa zespołu jest dość znana. Wszystko za sprawą historycznego występu, który miał miejsce 9 sierpnia 2008 roku na scenie OFFensywy. Siła OFF Festivalu sprawiła, że Singapore Sling do dziś wymieniany jest jednym tchem z całą plejadą islandzkich artystów, którzy zagrali w Polsce.
Ich najnowsza płyta – Psych Fuck miała się ukazać jako druga część wydanego w 2014 roku The Tower of Foronicity. Materiał okazał się jednak – jak mówi sam Björnsson – bardziej dziki i znacznie bardziej 'pokręcony’, został też dość eksperymentalnie zmiksowany. Psych Fuck nie jest łatwym i przyjemnym albumem. To 12 szorstkich kawałków, opartych na jednostajnych, transowych rytmach i prostych gitarowych riffach. Całości, jak zwykle towarzyszą klimatyczne, mroczne, przesterowane wokale Henrika, którego w niektórych utworach wspiera siostra Anna (Two Step Horror). Swój klimat odnajdą tu miłośnicy zimnej fali, post punka, gotyckiego rocka czy po prostu rock’n’rolla. Słuchając Singapore Sling trudno uniknąć skojarzeń z innym projektem Henrika – Dead Skeletons, zwłaszcza wolniejszych, bardziej transowych fragmentach jak np. The Tower of Foronicity, czy Try. Ale nawiązań do muzyki islandzkiej jest więcej. Choćby „Dive In” – utwór Quarashi (autorzy: Sölvi Blöndal /aktualnie Halleluwah/ i Höskuldur Ólafsson), a więc ikony islandzkiego hip-hopu. Jedynym utworem odbiegającym stylistycznie od całości jest The Underground. Zdecydowanie mniej tu przesterów – zarówno w partiach wokalnych jak i gitarach. Pojawiają się linie melodyczne, chórki, delikatne, bluesowe solówki gitarowe, ale nie miejcie złudzeń – to wciąż atmosfera horror-bluesa, to wciąż Singapore Sling!
Nihilistyczny, egzystencjalny, klaustrofobiczny, bezładny, eskapistyczny – to przymiotniki często pojawiające się w opisach utworów zawartych na Psych Fuck w zagranicznych recenzjach. Jak napisał Pop Matters: 'to soundtrack dla przyszłych prequeli Pulp Fiction czy Reservoir Dogs’. Sięgając po tę płytę bądźcie na to gotowi. Ale sięgnijcie i poznajcie muzykę Singapore Sling, niech ta nazwa nabierze właściwego kształtu, niech wypełni się treścią.
Album ukazał się nakładem FUZZ CLUB.
Singapore Sling na facebooku.
Psych Fuck – Singapore Sling |
---|