Minęły dwa lata od jej ostatniego albumu – „Ask The Deep” i wydanej po nim EPce „Don’t Ever Listen”. Pierwsza ze wspomnianych płyt była mroczna i osobista, a jednocześnie pełna melodii wpadających w ucho – kwintesencja obrazu Sóley, jaki malowałem w swojej głowie przez lata. Wizerunek niesamowicie wrażliwej osoby, która widzi świat w czarnych barwach, martwi się o niego i odczuwa wręcz fizyczny ból dostrzegając otaczające zło. Byłem naprawdę zaskoczony, gdy usłyszałem, że nowy album – „Endless Summer” ma być hmmm… optymistyczny. Zaskoczony, a jednocześnie szczęśliwy. W końcu, jeśli Sóley widzi promień światła, to może jest nadzieja dla każdego z nas.
„Endless Summer” nie zmieniło jednak mojego postrzegania artystki. Mogę nawet przyznać, że tak właśnie wyobrażałem sobie nową Sóley. Nie spodziewałem się rewolucji, ale czegoś w rodzaju uśmiechu, czy też delikatnych promieni słońca wpadających między dźwięki jej piosenek. Dobrze jest dzielić z Sóley nastrój ciepłego, spokojnego lata, słuchając choćby utworu tytułowego, nadającego kształt całości i stanowiącego klucz do interpretacji tego co wewnątrz. Ale pamiętajcie, to Sóley, więc w końcu musi pojawić się cień i dreszcz… Tak jak w utworze „Grow”:
Sooner it’s over, I go home
Adventures truly come and go
Heart by heart, turning cold
Before they grow and hit too low
We grow, and then we die.
Tak też jest z muzyką na tym albumie. Po jaśniejszych fragmentach przechodzi do niespokojnych tonów, nie w mroki zimnych nocy, ale w letnie wieczorne długie cienie. Pierwszą rzeczą, na którą zwróciłem uwagę słuchając „Endless Summer” był fortepian. Mimo, że utwory napisane zostały dla małej orkiestry, to właśnie fortepian jest najważniejszym instrumentem i – nawet jeśli brzmi optymistyczniej – przypomina w pewnym sensie płytę „Krómantík”. Posłuchajcie utworu „Before Falling”, a zrozumiecie co mam na myśli. Ten album łączy dwa światy, tak charakterystyczne dla Sóley – dwie kompletnie różne, wręcz przeciwstawne strony jej twórczości w jedną, piękną całość. Zimne, nieco smutne brzmienie fortepianu przechodzące we wspaniałe, radosne kompozycje jak w Úa – utworze, którego tytuł pochodzi od imienia córki artystki. W mojej opinii to najbardziej kompletne z dotychczasowych wydawnictw Sóley. Zawiera wszystko, za co fani ją kochają – subtelny głos, złożone i niebanalne kompozycje pełne różnorakich dźwiękowych tekstur, a do tego głębokie, refleksyjne teksty i ta niepowtarzalna, charakterystyczna tylko dla Sóley Stefánsdóttir atmosfera.
Sóley napisała „Endless Summer” wspólnie ze swoim długoletnim przyjacielem i współpracownikiem Albertem Finnbogasonem. Większość partii instrumentów nagrali samodzielnie, ale do studia zaprosili także kilkoro gości. Pracę nad albumem Sóley rozpoczęła w styczniu 2016 i zakończyła ponad rok później. Płyta została nagrana w kilku miejscach – Harpie w Reykjaviku, Hljóðriti, Tónkvísl i Figure 8 Recording. Miksy wykonano w nowojorskim Figure 8 Recording, a mastering w berlińskim Calyx Mastering.
„Endless Summer” została wydana 5 maja nakładem Morr Music.
Sóley – „Endless Summer”
1. Úa 04:31
2. Sing Wood To Silence 05:03
3. Inbetween 01:05
4. Never Cry Moon 03:36
5. Grow 04:40
6. Before Falling 02:45
7. Traveler 05:24
8. Endless Summer 06:51