Liminal to nie płyta, a elektroniczny mixtape, którego trzy części ukazały się w 2018 roku. W zasadzie każde wydawnictwo z serii Liminal jest dla mnie ważne, ale przyznam, że druga i wydana na początku roku trzecia część (Tónandi – sygnowana przez Sigur Rós) są chyba najistotniejsze. Dostajemy w sumie kilka godzin muzyki utrzymanej w ambientowym klimacie, remiksów, czy też muzycznych kolaży, powstałych z nagranych wcześniej dźwięków, ścieżek do niepublikowanych utworów lub też takich, które są dopiero w czasie powstawania. To niezwykłe, cyfrowe wydawnictwo, w które zaangażowana jest grupa Sigur Rós i jej przyjaciele (Paul Corley i Alex Somers). Co najlepsze – z założenia, Liminal ma być niekończącym się dziełem.
Seria Liminal, to (jak dotychczas) kilka godzin fantastycznych dźwięków – zremiksowanych, znanych już utworów, wśród których są Varúð, Untitled 6 i 7 czy Ísjaki (Sigur Rós), Boy 1904 (Riceboy Sleeps) i The Harbinger (Julianna Barwick). Ale są też i nowe. I tu szczególnie interesujący jest Liminal 3 sygnowany w całości przez Sigur Rós i zawierający ich nowe utwory. Cieszy mnie kierunek, w którym podąża duet wspierany przez Kjartana Holma. Islandczykom zawsze blisko było do ambientu. Otarli się o niego na albumie Valtari, który jednak stworzony został ze skrawków materiału powstałego przy innych okazjach. Tym razem wybór muzycznego kierunku był świadomy. Zespół przygotowywał nas do niego od pierwszej części Liminal.
W Tónandi panowie wzięli na warsztat zarysy nowych utworów, a także część niewydanych i niepublikowanych dotąd ścieżek. Wspomogli ich w tym najbliżsi przyjaciele – Alex Somers i Paul Corley (Bedroom Community). Efekt jest piorunujący, choć chyba w przypadku tak spokojnej i wyciszonej muzyki nie jest to najlepsze określenie. To lekarstwo na wszelkie niedogodności życia, na głośnych sąsiadów, padający deszcz, katar. Ta muzyka jest świetnym towarzyszem lektury, nocnych nasiadówek, czy dalekich podróży.
Dla mnie osobiście Liminal jest powrotem do samego początku Sigur Rós. Może po tych 25 latach istnienia, setkach tysięcy przejechanych kilometrów, burzach i rozstaniach przyszedł czas na powrót do eksperymentów rodem z Von? Oczywiście na tym etapie życia i twórczości doświadczenia zespołu są kompletnie inne niż wówczas, ale zauważam pewne podobieństwo. To nieustająca fascynacja eksperymentami, wbrew trendom i oczekiwaniom. Wykorzystanie własnej muzyki jako tworzywa, z którego za pomocą elektroniki ulepić można inny, nierzeczywisty świat. Tak było przy Von i Von brigði, tak jest przy Liminal.
Zgodnie z zapowiedziami Liminal ciągle się rozrasta. Sigur Rós uruchomili nieustający, 24-godzinny streaming na kanale youtube, który dostępny jest przez 7 dni w tygodniu. W tej chwili transmisja prowadzona na żywo w sposób ciągły oparta jest na pętlach wykorzystujących trzy wydawnictwa Liminal. Wiemy jednak, że będą one wzbogacane o kolejne dźwięki, rzadkie czy premierowe nagrania i nowe klipy wideo.
W recenzji albumu Frakkur wspominałem o moich obawach, co do przyszłości Sigur Rós, w związku z czarnymi chmurami, które w 2018 roku pojawiły się nad zespołem. Liminal i zaangażowanie grupy we współpracę z Magic Leap są dla mnie jednak dowodem na to, że Sigur Rós mają się dobrze i ciągle z odwagą patrzą w przyszłość. Przed Liminal nie wiedziałem co to takiego Magic Leap. Dziś wiem już czym zajmuje się ten amerykański startup i podobnie jak Jónsi i Goggi widzę sens w łączeniu muzyki z rzeczywistością rozszerzoną. Ok, ceny i dostępność urządzeń Magic Leap ograniczają moje możliwości poznania tych doświadczeń osobiście, ale jestem w stanie wyobrazić sobie moc takiego połączenia i pozazdrościć doznań tym, którzy ich doświadczyli. Na tę chwilę wystarczy mi muzyka.
I żeby była jasność, praca nad Tónandi nie była zamknięta wyłącznie w czterech ścianach studia. Materiał grają też na żywo, o czym świadczy ostatni występ grupy w Los Angeles. Gdyby tak w 2019 roku odważyli się ruszyć w ambientową trasę…