Muzyka islandzka w obiektywie. Florian Trykowski

Jeśli nie byliście na Iceland Airwaves lub po prostu tęsknicie za jego atmosferą w prosty sposób możecie się znaleźć w centrum tego muzycznego szaleństwa. Spójrzcie tylko na jego zdjęcia i zrozumiecie o co mi chodzi. Florian Trykowski ma najlepszą pracę na świecie. Zajmuje się fotografią muzyczną i koncentruje się na zespołach z Islandii. Otwarty i niewiarygodnie zdolny człowiek z wielką pasją i osobowością. Tego wywiadu nie możecie przegapić.

You can read this article in ENGLISH

Bartek: Cześć Florian. Jak się miewasz?

Florian Trykowski: Świetnie, dziękuję i dzięki za wywiad.

Bartek: Dobrze się bawiłeś na Airwaves 2014?

Florian: Jasne! To był mój czwarty Airwaves z rzędu i to chyba zawsze jest dla mnie najlepszy czas w roku.

Bartek: Kto Twoim zdaniem wypadł najlepiej?

Florian: Trudno powiedzieć. Znam tyle islandzkich zespołów, że trudno mi stwierdzić, który z nich, albo który koncert najbardziej mi się podobał. Biorę udział w tylu koncertach na Airwaves (zawsze między 30 a 50), że ciężko wybrać. Ale ok, myślę, że moim osobistym, ulubionym koncertem ubiegłorocznego festiwalu był występ Kiasmos, których widziałem pierwszy raz i kocham i debiutancki album.

Bartek: Opowiedz nam więcej o sobie, ile masz lat, skąd jesteś, gdzie mieszkasz?

Florian TrykowskiFlorian: Pewnie! Mam 31 lat i mieszkam w Niemczech (południowe Niemcy lub też Bawaria), jakieś 10 km od miejsca, w którym się urodziłem. Nic nadzwyczajnego. Po studiach i praktyce jako fotograf reklamowy zacząłem pracować na własną rękę, to było w 2007 roku. Najczęściej pracuję w działce fotografii reklamowej, komercyjnej, dla biznesu, PR, kampanie zdjęciowe i inne rzeczy dla wszelkiego rodzaju firm. Czasem, gdy mnie o to poproszą, fotografuję też wesela (dla przyjaciół lub ludzi, których znam). W ciągu ostatnich lat coraz ważniejsza staje się moja praca dla przemysłu turystycznego, no i oczywiście fotografia muzyczna, która teraz zabiera mi masę czasu i ostatecznie przerodziła się w poważne zajęcie.

Bartek: Ok, więc powiedz mi, co było pierwsze – Islandia, muzyka czy fotografia?

Florian: Myślę, że wszystko zaczęło się od fotografii, kiedy znalazłem bardzo, bardzo stare aparaty fotograficzne mojego dziadka. Potem parę zwykłych zdarzeń, jak szkolny kurs fotograficzny (oh, stare dobre czasy przewijania filmu), amatorski klub fotograficzny w moim rodzinnym mieście… Wszystko przyspieszyło, kiedy zaraz po konfirmacji moja mama zabrała mnie i mojego brata bliźniaka na pierwszą wyprawę na Islandię, to było w 1997 roku, kiedy podróżowanie po Wyspie było jeszcze przygodą a turystów było niewielu. Wtedy też dostałem swój pierwszy „prawdziwy” aparat (moja pierwsza lustrzanka, to chyba była Minolta) – co za zbieg okoliczności!

Musiałem być bardzo dokuczliwym dzieciakiem w naszej turystycznej grupie, zawsze wszystko opóźniałem, przychodziłem za późno na miejsca spotkań, bo robiłem zdjęcia. Wtedy już wiedziałem, że nigdy nie wrócimy tam z wycieczką i przewodnikiem.

Photo by Florian Trykowski
Photo by Florian Trykowski

Fotografia muzyczna zaczęła się po Reykjavík culture night w 2009 roku, kiedy razem z moją żoną zachwyciliśmy się tyloma muzykami grającymi prawie wszędzie. Wydałem o wiele za dużo pieniędzy w 12 Tónar (jak zwykle) i kupiłem album Rökkurró kilka dni po nocy kultury. Kilka miesięcy później grupa przyjechała do Niemiec. Skontaktowałem się z nimi i zapytałem, czy mógłbym zrobić trochę zdjęć koncertowych w zamian za wpisanie na listę gości. I to wypaliło! To był mój pierwszy koncert i pierwszy islandzki zespół (dzięki za Wasze zaufanie!). Skończyło się na backstage’u, gdzie Árni pokazał mi komedię Jóna Gnarra. Tam też pierwszy raz spotkałem dziennikarkę, moją przyjaciółkę, Eva-Maria prowadzi Polarblog.de. Po koncercie podeszła do mnie i zapytała czy może wykorzystać moje zdjęcia na swoim blogu. Pozostaliśmy w kontakcie i do tej pory opublikowaliśmy już dwie relacje z Airwaves z wywiadami i wszystkim innym dla niemieckich magazynów poświęconych Skandynawii – a także mnóstwo ciekawych rzeczy dla Polarblog (ona świetnie pisze, sprawdźcie!). Spotykamy się każdego roku w Reykjaviku.

Wciąż jeszcze zdarza mi się pracować w sposób, w jaki udało się z Rökkurró, czyli robiąc zdjęcia za bezpłatne wejście. Szczególnie gdy zespoły, które lubię i chcę wspierać odwiedzają Niemcy. Ale sprawy ewoluują i teraz pracuję na głównych niemieckich festiwalach i wydarzeniach. W styczniu robiłem zdjęcia na Eurosonic Groningen dla Iceland Music Export. Będzie tego o wiele więcej w tym roku, ale nie mogę jeszcze zdradzić szczegółów :-)

Bartek: A opowiedz jeszcze jak to było z Islandią? Co jest w niej takiego magicznego?

Photo by Florian Trykowski
Photo by Florian Trykowski

Florian: Trudno jest opisać magię Islandii nie używając romantycznych czy wręcz przesadnych określeń. W moim przypadku, mój brat, moja mama i ja wracaliśmy tam wielokrotnie w ciągu kolejnych lat. Bardzo polubiliśmy Islandię i chcieliśmy ją odkrywać na własną rękę. Te podróże były fundamentem mojej miłości do Islandii, moja rodzina wracała tam wiele razy i wciąż jest jakoś związana z Islandią. Potem, kiedy byliśmy parą z moją dziewczyną (teraz już żoną) szczęśliwym trafem jej rodzice wygrali lot na Islandię, ale bardzo bali się latać, haha! :) No więc zgadnij, kto poleciał? Tak, dokładnie. W tym czasie odbywałem swoją praktykę i jednym z moich fotograficznych zadań była fotografia krajobrazu. Wiesz, że na Islandii można zrobić świetne zdjęcia krajobrazu… No i wtedy totalnie zakochaliśmy się w tym kraju. Zaręczyliśmy się tam, spędziliśmy tam nasz miodowy miesiąc, a teraz staramy się wracać przynajmniej raz w roku.

A pytałeś mnie też o najbardziej magiczną rzecz – wszystko. Kochamy krajobraz (oczywiście), ale też sposób życia, nieograniczony widok horyzontu i uczucie „uziemienia”. Trudno to opisać – trzeba spędzić tydzień w Hornstrandir w Fiordach Zachodnich, gdzie możesz się dostać tylko łodzią, gdzie nie ma mieszkańców, nie ma ulic, nie ma miast, nie ma niczego. Kiedy twoja łódź znika odpływa z zatoki, w której wysadzili Cię na brzegu i zostajesz sam na kilka następnych dni, nie słyszysz absolutnie nic poza swoim własnym tętnem, bo jest tak cicho – wtedy wiesz, co znaczy być „uziemionym”. Myślę, że właśnie dlatego ciągle tam wracamy. To może brzmieć romantycznie i chociaż pewnie takie nie jest, gdy tam mieszkasz, to my właśnie tak to czujemy.

Photo by Florian Trykowski
Photo by Florian Trykowski

Bartek: Dla każdego fotografa Islandia jest rajem, baśniowe krajobrazy, pola lawy, klify, latarnie morskie, góry, lodowce i niezmierzona przestrzeń. Wszystko w jednym miejscu, w zasięgu ręki, ale Ty pchasz się w sam środek stłoczonego i spoconego tłumu setek czy tysięcy fanów muzyki. Co jest tak niezwykłego w islandzkiej scenie muzycznej?

Florian: Haha, tak, robię jedno i drugie – cieszę się nieograniczoną przestrzenią na zewnątrz i spoconym tłumem wewnątrz. Co jest tak niezwykłego? Wszyscy się znają. To jedna wielka rodzina i kiedy w jakimś sensie staniesz się jej częścią możesz tego doświadczyć. Oni nie boją się próbować wszystkiego, więc masz olbrzymią rozpiętość muzycznych gatunków. Muzycy bez oporów przeskakują między stylami. To nie może się nigdy znudzić, ciągle się zmienia.

Bartek: Czy islandzka scena wciąż jeszcze Cię czymś zaskakuje?

Florian: Tak. Z każdym rokiem jest lepsza. Jestem zaskoczony ilością nowych zespołów, które już zaistniały lub przynajmniej próbują się pokazać. W 2014 roku wybrałem się na koncert do małego lokalu, a chwilę wcześniej na zewnątrz poznałem jednego z członków zespołu. Nastolatek, w wieku około 14-15 lat, na koncert przywiozła go mama. I choć nie mówię po islandzku (ok, kilka przekleństw), to byłem w stanie zrozumieć czy raczej wyobrazić sobie co mu powiedziała, kiedy zabierał gitarę z bagażnika: baw się dobrze, do zobaczenia później, przyjadę po ciebie za godzinę, powodzenia. To był bardzo zabawny moment, wyglądało to tak, jakby podrzuciła go do szkoły, albo na kurs nauki gry na gitarze. Ale wiesz co, zespół był fantastyczny – dobra, byli trochę zdenerwowani, trochę nieśmiali, mieli trochę swoich płyt, przygotowanych własnoręcznie, a widownia ich pokochała! To jest to, co uwielbiam, zaskakujące, małe kapele, których nikt jeszcze nie zna, ale możesz poczuć pasję w tym co robią i oni po prostu to robią!

Photo by Florian Trykowski
Photo by Florian Trykowski

Bartek: Muszę Ci powiedzieć, że bardzo lubię Twoje zdjęcia publiczności. Wygląda to tak, jakbyś czuł to samo co tłum. Czy to w ogóle jest możliwe, żeby jednocześnie bawić się na koncercie i robić dobre zdjęcia?

Florian: Tak. Niektórzy z moich przyjaciół nie wierzą, ale tak. Ja świetnie się bawię podczas mojej pracy. Jasne, to jest praca: najlepsze okazje do zrobienia zdjęć, tego jedynego zdjęcia – a to nie trwa dłużej niż mrugnięcie okiem, więc musisz być szybki i zawsze przewidywać co zespół zrobi za moment, nawet jeśli nie znasz utworów. Nigdy nie jesteś sam w takim miejscu, zawsze wszędzie jest duszno i pełno ludzi. Trzeba uważać na rozlane napoje i surfujących w tłumie, zwłaszcza na mocniejszych koncertach :) Nie możesz się wyszaleć tak jak publika, ale możesz się chociaż wytańczyć. Ale znam wielu fotografów, którzy są na Airwaves każdego roku (podobne uczucie jednej rodziny, jak ze sceną muzyczną) i uwierz mi, świetnie się bawimy. Moim zdaniem nie da się tego robić, nie bawiąc się. Jak powiedziałeś, moje zdjęcia wyglądają tak, jakbym czuł dokładnie to samo co widownia i tak właśnie jest. W jakiś sposób jesteś częścią tego tłumu, nawet jeśli czasem jesteś po drugiej stronie barierek. Uwielbiam wskakiwać w sam środek tego szaleństwa, to najlepszy sposób na zrobienie fantastycznych zdjęć. Zawsze pamiętaj o dobrym ubezpieczeniu! Regularnie niszczę jakiś obiektyw, albo inny drogi sprzęt podczas Airwaves.

Bartek: Fotografowałeś dziesiątki zespołów na żywo i podczas sesji. Które ze zdjęć lub sesji jest dla Ciebie najważniejsze?

Photo by Florian Trykowski
Photo by Florian Trykowski

Florian: Uwielbiam zdjęcie Arnora, wokalisty Agent Fresco zrobione w 2014 podczas ich koncertu w Gamla Bio. Widziałem Agent Fresco jakieś 10 czy 15 razy, ale ten koncert był moim ulubionym. Stałem w drugim rzędzie z przyjaciółmi i fotografami. Podczas jednego z utworów złapał (Arnor) rękę Bowena czy Markusa i jak zwykle krzyknął do tłumu – kocham to zdjęcie, bo namacalnie pokazuje, jak doświadczasz takiego koncertu. Moje akumulatory do lampy błyskowej wręcz roztopiły się w trakcie koncertu, rozgrzały się i było po nich sekundy po tym zdjęciu.

Najważniejszym zdjęciem zespołu wciąż jest dla mnie fotografia grupy Dikta, zrobiłem ją w moim rodzinnym mieście (w jednej ze słynnych piwnych piwnic) i drugie zdjęcie, zrobione nad Tjörnin w Reykjavíku. To taka metafora moich dwóch ulubionych miast.

Photo by Florian Trykowski
Photo by Florian Trykowski

Bartek: A które ze zdjęć było dla Ciebie najtrudniejsze do zrobienia?

Florian: Najtrudniej fotografować koncerty Ólafura Arnaldsa. To geniusz, nie da się tego inaczej określić, kocham jego muzykę (właśnie teraz też jej słucham). Ma najbardziej restrykcyjne zasady jeśli chodzi o fotografowanie i to jest ok, bo niektórzy fotografowie przedkładają rezultaty swojej pracy ponad atmosferę koncertu. Większość utworów Óliego zaczyna się bardzo cicho i rzeczywiście to jest wkurzające, kiedy kilku fotografów niszczy tę atmosferę strzelając fleszami i głośnymi dźwiękami migawek. Trzeba przynajmniej poczekać na basy czy perkusje i wtedy zrobić jedno, dwa zdjęcia bez lampy. Zawsze staram się fotografować dyskretnie, żeby nie przeszkadzać innym. Bywa, że reaguję, gdy ktoś przede mną robi zdjęcia iPhonem. Więc, niektóre koncerty są łatwe – nikogo nie obchodzi spust migawki na koncercie metalowym i możesz strzelać lampą ile chcesz na koncercie techno, bo i tak wszędzie świecą stroboskopy. Ale są też koncerty, które ciężko fotografować – tak właśnie jest z Ólim. W 2013 roku kupiłem nawet specjalnie mniejszy, cichy aparat bez migawki, żeby móc fotografować jego wielki koncert w Harpie (z Islandzką Orkiestrą Filharmoniczną). Koncert świetny, ale był też wyjątkowo trudny do fotografowania, bo o wiele łatwiej jest robić zdjęcia moim wielkim, głośnym, profesjonalnym aparatem. Potraktowałem to jako wyzwanie i bardzo mi się podobało!

Bartek: Jaki gatunek muzyki lubisz osobiście? Kto jest Twoim ulubionym artystą?

Photo by Florian Trykowski
Photo by Florian Trykowski

Florian: Nie mogę się ograniczyć do kilku ulubionych, czy jednego ulubionego gatunku. Lubię alternatywę, rock, techno, electro – to przede wszystkim, ale jest też kilka metalowych zespołów, które uwielbiam, hip-hopowe też do mnie przemawiają, a nawet trochę klasyki czy singer/songwriterów. Widzisz? Ciężko. Moje ulubione zespoły, to te które znam najdłużej… Mogę wymienić Dikta, Rökkurró, Agent Fresco, Bloodgroup, Árstíðir, Ólafur Arnalds. Kolejność dowolna. Większość z nich znam osobiście (lub przynajmniej kilku członków) i muszę być przynajmniej na jednym z ich koncertów podczas Airwaves.

Bartek: Masz wśród nich jakichś przyjaciół?

Florian: Tak :-) Kocham gości z Dikta. Zapytaj ich. Byliśmy na trasie w Niemczech w 2012 roku i robiliśmy razem masę rzeczy, o których nawet nie wolno mówić. Nie, tak naprawdę nie, ale to była świetna zabawa i kocham ich. Hej Haukur, kochanie.

Ale kocham też ludzi z Árstíðir, od 2 czy 3 koncertów próbuję też wyciągnąć na piwo Árniego z Rökkurró (jesteśmy jednak zbyt zajęci). Z tysiąc razy w czasie Airwaves ’14 wpadałem też na Arnóra z Agent Fresco, biegając w górę i w dół po Laugavegur, po kilku dniach to już swego rodzaju rytuał. Widzisz, to miła i ciepła rodzina i jestem zaszczycony, że mogę być jej malutką cząstką.

Photo by Florian Trykowski
Photo by Florian Trykowski

Bartek: Twoje zdjęcia są doskonale znane wszystkim fanom muzyki islandzkiej na całym świecie, ale Twoje nazwisko jest zdecydowanie polsko brzmiące… Masz może polskie korzenie?

Florian: Dzięki za komplement :) Tak, moje nazwisko jest polskie, ale nie jestem Polakiem. Nie znam nawet jednego słowa po polsku :-( Kilka pokoleń wstecz miałem polskich przodków ze strony ojca. Czasem trudno jest ludziom napisać poprawnie moje nazwisko, ale jeśli to się uda, to mam kilka pierwszych stron w wynikach google tylko dla siebie!

Bartek: I na koniec jeszcze jedno pytanie… Co jest najtrudniejsze w zajmowaniu się fotografią muzyczną, koncertową?

Florian: Szczerze? Żeby po wszystkim zachować trzeźwość (w przenośni i dosłownie) i ta świadomość, że poza tym też istnieje życie, że musisz chodzić do pracy, robić swoje w biurze i płacić rachunki. To jak narkotyk – jak raz zaczniesz, już zawsze będziesz odczuwał głód, będziesz chciał więcej i więcej. Dlatego zarezerwowałem podróż na kolejnego Airwavesa już 4 tygodnie po zakończeniu ostatniego i dlatego też pracuję na tak wielu festiwalach, dla tylu zespołów i promotorów dla ilu tylko się da.

Florian Trykowski w sieci:
facebook.com/trykowski.fotografie
instagram.com/nordic_music_photography
www.nordic-music.photography

Wszystkie zdjęcia: Florian Trykowski (wykorzystane za zgodą autora)

Written By
More from Bartek Wilk
Músíktilraunir 2015
Tegoroczna edycja festiwalu debiutantów – Músíktilraunir przeszła mi trochę koło nosa. Zwłaszcza...
Read More
0 replies on “Muzyka islandzka w obiektywie. Florian Trykowski”