Pewnie wielu z obecnych na czwartkowym koncercie Bloodgroup napisałoby lepszą relację, wymieniając wszystkie utwory, czy pisząc o tym jak świetnie się bawili i ile potu wylali. Ja opowiem nieco inaczej. Od razu muszę się przyznać do dwóch rzeczy – tę kapelę widziałem na żywo pierwszy raz i po raz pierwszy byłem na koncercie w Nowym Sączu. Jak się okazało i jedno i drugie było dla mnie pozytywnym zaskoczeniem.
Spóźniony Słowik – choć z nazwy jest kawiarnią, to w czwartkowy wieczór kawy raczej spokojnie nie dało się tam wypić. Koncertowy klimat unosił się już w parku, z którego wchodzi się do Słowika. Na ławkach w parkowych alejkach sporo młodych, pozytywnych ludzi. Miejsce świetne – właściwie to centrum Nowego Sącza, a jednocześnie wokół pełno zieleni. Zresztą wewnątrz było podobnie, bo na środku kawiarnianego ogródka, w którym odbywał się koncert… rośnie wielki orzech. Właściwie dlaczego o tym piszę? Bo atmosfera przypominała tę, której wiele razy zazdrościłem oglądając relacje z małych islandzkich koncertów. W rogu ogródka grill z kiełbaskami, kręcący się, rozmawiający ludzie – w różnym wieku, a pośród nich również muzycy Bloodgroup. Generalnie czułem się jak na domowej imprezie u dobrego kumpla.
Po małym didżejskim secie uwaga ludzi skupiła się na drewnianej scenie, przypominającej ogródkową altanę. Mnóstwo sprzętu, klawiszy, kabli i migających światełek… Wszystko to ożyło, za sprawą czwórki z Islandii. Niewielkie nagłośnienie całkiem zgrabnie radziło sobie z dźwiękiem, a scena już po chwili zagotowała się światłami. Dawno nie widziałem tak energetycznego zespołu, w którym nikt nie gra na gitarze. Za to muzycy świetnie radzili sobie z różnego rodzaju niepozornie wyglądającymi instrumentami klawiszowymi, których moc była ogromna. Przed koncertem Janus przyznał, że spali tylko kilka godzin (dzień wcześniej grali w Warszawie), byli więc zmęczeni, co dało się zauważyć. Ale trzeba też przyznać, że na scenie dawali z siebie ile tylko mogli. Tym większe uznanie za to, że z szacunkiem podeszli do w sumie jednak niezbyt licznej publiczności, a ta odwdzięczyła się zespołowi gromkimi oklaskami. Zaserwowali to, co mieli najlepszego – od melodyjnych wokaliz, przez ciężko brzmiące barwy, po niemal psychodeliczne fragmenty wplatane w finałach utworów. Bisowali dwukrotnie, a końcówka koncertu pulsowała już ścianą transowych dźwięków.
Zobaczcie zdjęcia i video z koncertu!
Bloodgroup – Nowy Sącz, 7 lipca 2011 from muzykaislandzka.pl on Vimeo.
Ludzie pytają o tracklistę – całej setlisty koncertu nie pamiętam… Do tego video: Wars, Ain’t Easy, Moonstone, Overload, This Heart :)
Świetna relacja, super zdjęcia i nagranie. Czy posiadasz może nagranie z całego koncertu?
Organizowaliśmy ten koncert, ale o rejestracji już nie pomyśleliśmy.
Pozdrawiam
Tomasz
Oni to chyba zawsze sprawiają, że kapcie spadają i w przenośnie, i dosłownie. Wrócą do nas, tylko do większych sal :)