Gay Pride to całym świecie wydarzenie ważne, potrzebne i niejednokrotnie kontrowersyjne. Na Islandii był to temat numer jeden od tygodni. Plakaty, bilboardy, ulotki, każdy cię pytał, czy się wybierasz. Sklepy miały swoje tęczowe stoiska, gdzie można było kupić wszystko od flag, przez kapelusze, maski do koszulek i innych gadżetów. Długo wyczekiwany Gay Pride Reykjavik 2011 trwał od czwartku do niedzieli – koncerty, bale, konkursy draq queen, panele dyskusyjne, projekcje filmowe.
Sobotnia parada według szacowań zgromadziła 100 tysięcy ludzi. To mniej więcej jedna trzecia całej populacji wyspy. Idąc tym tropem w Polsce w takim wydarzeniu powinno wziąć udział około 10 milionów ludzi. Tymczasem prawda jest nieco bardziej brutalna – co roku żałobne marsze równości gromadzą zaledwie kilka tysięcy osób i oprócz zasłyszanych w swoją stronę wyzwisk można również wrócić do domu, lub do szpitala, z dziurą w głowie po szklanej butelce. Nie dziwi więc, że w Polsce udział w paradzie to sport ekstremalny, na który wielu ludzi się po prostu nie decyduje. Na Islandii Gay Pride to bardziej rodzinny piknik z kolorowymi balonami i tysiącem confetti.
Parada rozpoczyna się w sobotnie popołudnie. Jest piękna pogoda – niezwykle ciepło i słonecznie. Na trasie parady gromadzą się tłumy, jest kolorowo, w powietrzu unoszą się bańki mydlane, dzieci biegają, dorośli plotkują o kończącym się właśnie tygodniu. Zjawia się policja, która właściwie jest zbędna, ale niech będzie formalnie. Parada rozkręca się z każdą minutą, kolejne platformy reprezentują stowarzyszenia LGBT, queerowe knajpy, ambasady. Swoją własną platformę ma burmistrz (tak, burmistrz) Reykjaviku – Jón Gnarr. Znany ze swojego luźnego sposobu bycia Jón, przeszedł do historii ze swoim zeszłorocznym strojem Pani Doubtfire. W tym roku postanowia przebrać się za Panią Reykjavik – cokolwiek to znaczy. Swoją drogą jakie to niesamowicie cudowne – polityk, przedstawiciel stolicy Islandii, jest w stanie uczestniczyć w paradzie na luzie i z pełnym dystansem. Daj nam Panie kiedyś takich polityków w Polsce…
Kolejne platformy to znani artyści – Haffi Haff oraz kochany i wielbiony Páll Óskar, którego złota platforma zamyka paradę i wszyscy podążąją za nim w stronę wielkiej sceny, na której rozpoczną się koncerty.
Na scenie krótkie występy:
– Esoteric Gender – lekko nudnawy zespół z Islandii, którzy nie byli w stanie zdobyć mojego zaintersowania.
– Lay Low – urocza lokalna singer/songwriterka, która przepadła na zbyt dużej dla siebie scenie.
– Never the Bride – rockowy duet z Anglii, dwie wiekowe panie, które chciały dać czadu, ale wyszło całkiem średnie.
– MaryJet – znana i ceniona artystka szwedzka. Na popowo i mdło dosyć.
– Bloodgroup – na nich czekałem. Nigdy nie zawodzą i nawet w ciągu 15 minutowego występu wygenerowali kosmiczną dawkę energii.
– Herra Björk – Islandczycy ją kochają. Herra śpiewa eurowizyjne piosenki w towarzystwie dwóch przecudownych draq queen. Po chwili dołącza do niej Haffi Haff i razem wykonują tegoroczny hymn Gay Pride.
– Páll Óskar – człowiek legenda, uwielbiany na wyspie. Ubrany w strój marynarza/papieża/ księcia(?) doprowadza publiczność do wrzenia, kolejno wyśpiewując swoje hity. Finałowy wybuch confetti i balonów kończy to niesamowite wydarzenie.
Było w tym wszystkim coś niesamowicie wzruszającego. Te rodziny z dziećmi trzymającymi tęczowe flagi, te pary hetero i homoseksualne, starsi ludzie i psy nawet. Ta aura wolności , zrozumienia, tolerancji. To wszystko tak strasznie patetycznie brzmi, ale w rzeczywistości chodzi o tak proste sprawy.
Gay Pride to więcej niż tylko sprawa gejów, lesbijek i osób transgenderowych – to kwestia wszystkich ludzi, wolności i bycia zrozumianym i szanowanym , cokolwiek by się nie robiło. Obecność tych ludzi tam mi to uświadomiła. Nie ma wyuzdania, prowokowania seksualnością, obscenicznych obrazków. Nie ma żadnego pokątnego propagowania homoseksualizmu, o który często oskarża się w mediach. Chodzi bardziej o uświadomienie, że kimkolwiek jesteś, kogokolwiek kochasz – jesteś sobą i to jest jak najbardziej w porządku i nie w tym nic złego. Najbardziej cieszy mnie fakt, że te małe dzieci, które trzymały tęczowe flagi, będą to wiedziały.
Pisałem wcześniej, że wiele się tu nauczę. Ten kraj uczy mnie czegość każdego dnia. Mam nadzieję, że kiedyś w naszym kraju ludzie uświadomią sobie to, co dane mi było przeżyć tego dnia w Reykjaviku.
Tak pięknie było, Páll Óskar bardzo ładnie śpiewał, szkoda że w Polsce ludzie nie bawią się tak jak w Islandii :-)