Mogę opisać islandzką scenę muzyczną jako tęczę – jeśli dołożysz czerń do tęczy, to będzie idealnie islandzka scena muzyczna. Bo tu jest wszystko. Jest gość, który gra w zespole metalowym, gra na klawiszach dla jakiegoś projektu elektronicznego, wszyscy się znają i rywalizacja jest zdrowa. Zawsze jest jakaś złośliwa gadka i te sprawy. Muzyka jest świetna, każdy się w nią angażuje. W każdej kapeli są bardzo indywidualne artystyczne potrzeby. Jest inaczej, nikt nie kopiuje drugiego zespołu islandzkiego. Po prostu musisz odnaleźć swoje korzenie i pielęgnować własne kwiatki – coś w ten deseń. (Krummi Björgvinsson)
Tutaj możesz przeczytać część pierwszą.
W 2003 roku Óli Arnalds i koledzy z zespołu Gavin Portland (Kolbeinn Kolli Þorgeirsson i Þórir Georg Jónsson), a także Loftur Einarsson i Ingi Ernir Árnason powołali do życia kolejny zespół – Fighting Shit rodem z… Húsavíku, gdzie Ólafur trafił z I Adapt. Tym razem brzmienie wykreowało się w granicach thrashcore’u, a zespół z założenia miał grać przynajmniej jeden koncert na rok. Ólafur poszczycić się tu mógł mianem głównego kompozytora, bowiem był autorem większości piosenek, a niektóre z nich zostały pierwotnie skomponowane na fortepian. Jak sam twierdzi w wywiadzie z Sonic Iceland – wykształcenie muzyczne w kierunku klasycznym pozwoliło mu pisać niebanalne hardcore’owe kawałki. Zespół zakończył karierę, gdy Kolli wyprowadził się do Londynu, ale do 2006 roku dorobił się czterech pozycji w dyskografii. Wypada wspomnieć, że w solowym projekcie Þórira – My Summer As A Salvation Soldier – Ólafur Arnalds gościnnie zaopiekował się nie tylko gitarą i fortepianem, ale także banjo.
W swojej karierze Óli grał również z Celestine, mniej więcej od 2006 roku. To właściwie zespół, przez który przewinęli się chyba wszyscy ludzie związani z hardcore’ową sceną Reykjavíku. Członkowie kapeli mieli jednak ambitne plany jako zespół, chcieli dużo koncertować i nagrywać nowy materiał. Ólafur zauważył, że hamuje rozwój Celestine, bo poświęca zespołowi za mało czasu – zaczął wtedy pracować nad solowym materiałem. Mimo to, zapisał się w historii kapeli jako dobry perkusista, a prócz tego także dorzucił swoje trzy grosze w pracy nad debiutancką płytą At The Borders Of Arcadia, zarówno pod względem muzycznym, produkcyjnym, jak i… służył swoim domowym studiem nagraniowym. Dla wytrwałych fragment Sleepless in Reykjavík (islandzka wersja językowa) nagrany przed wydaniem debiutu Celestine – kilka słów o projekcie oraz jeden utwór sfilmowany przez Gunnara B. Guðbjörnssona.
I tak doszliśmy do tego, że Óli jest także producentem muzycznym. Z tej okazji kilka razy pracował m. in. z Bloodgroup, w którym aktywnie działa muzyk z Wysp Owczych – Janus Rasmussen. Panowie odkryli, iż łączy ich miłość do minimalistycznego, eksperymentalnego techno. Z początku spotykali się tylko weekendami na kilka drinków i spędzali czas na tworzeniu nowych melodii z beatami i różnymi samplami, ale z czasem projekt ten zaczęli traktować bardziej serio. Tak doszło do powstania w 2007 roku minimalistycznego duetu Kiasmos. Ich praca często skupia się na wymianie nowych dźwięków i nagrań drogą elektroniczną, z racji tego, iż zazwyczaj któryś z nich jest w trasie. Jak Ólafur sam przyznaje w wywiadzie dla The Line Of Best Fit – jeśli siedzi się w domu przez cały weekend, trzeba po prostu gdzieś wyjść, nawet gdyby miał to być po prostu krótki spacer do parku. Techno jest dla niego właśnie czymś w rodzaju takiego wyjścia na spacer.
W tym samym czasie, gdy Ólafur Arnalds poświęcał coraz mniej energii Celestine, weekendami jeszcze niezbyt świadomie zaczął „pracować” dla Kiasmos, swoje myśli skupiał na drugim i właściwie najważniejszym projekcie solowym w jego barwnej karierze muzycznej. Wydobywa z wnętrza swojej głowy neoklasyczne dźwięki, które sprawiły, że jego nazwisko stało się rozpoznawalne daleko poza granicami rodzimej Islandii, a jego głównym instrumentem znów stał się fortepian. Może z małym dodatkiem elektronicznych zabawek. Muzyka, jaką zajmuje się od czasu pracy nad debiutanckim albumem z 2007 roku – Eulogy For Evolution – stała się dla niego tak charakterystyczna, iż wzmianka o hardcore’owej przeszłości Óliego budzi teraz zdziwienie. Bo czy człowiek, który wylał fundament pod islandzką scenę hardcore, może zajmować się także pisaniem muzyki do filmów (np. Jitters z 2010 czy Another Happy Day z 2011 roku)?
Pewnie wydaje się to absurdalne, acz sam muzyk zauważa wspólne cechy muzyki klasycznej i hardcore’u. Oba nurty są bardzo emocjonalne. Chodzi głównie o to, żeby muzykę poczuć. Oczywiście, wiele kapel hardcore’owych ma dobre teksty, ale wrzaskliwy wokal i głośne gitary są przede wszystkim elementem emocjonalnym. Tekst nie jest tu najważniejszy – tekst można przeczytać z książeczki. Óli obserwuje także fakt, że wielu ludzi lubujących się w metalu, przychodzi na jego koncerty, zatem musi istnieć według nich jakiś wspólny pierwiastek muzyki klasycznej i brzmień takich jak metal czy hardcore.
Kiedy przez cały weekend Óli nie wychodzi z domu, nagrywając wspólnie z przyjacielem, niemieckim pianistą Nilsem Frahmem (w kwietniu 2012 roku ukazała się pierwsza wspólna EPka – Stare), krótkim spacerem do parku jest nadal Kiasmos, muzyka do tańca. Po pięciu latach współpracy duet techno wreszcie planuje pokazać się światu z debiutanckim krążkiem. Zatem już całkiem niedługo, bo 24 września, dowiemy się, jak brzmi w pełnej krasie muzyka, do której sami autorzy potrafią tańczyć jak szaleńcy – tak jak nastoletni Óli na koncertach I Adapt. No horyzoncie widać już także kolejną kojącą zmysły solową płytę Ólafura Arnalds – For Now I Am A Winter.