Muzyczne dzieciństwo z Islandią w tle

Moje dzieciństwo to lata PRL, winylowych płyt z piosenkami o dwóch Michałach, czterech fiatach, dźwigach portowych i Puszku Okruszku. Myślę oczywiście o wczesnym dzieciństwie, czyli zanim jeszcze na moim gramofonie pojawił się krążek Iron Maiden, w magnetofonie Björk, Armia czy Pearl Jam, a w kieszeni bilety na koncert Illusion. Świat kompletnie się jednak zmienił, zmieniła się też sama muzyka i jej dostępność. Dziś, będąc rodzicem wybieram muzykę, której słuchamy wspólnie z dzieciakami. Oczywiście muzykę islandzką i wierzcie mi, świetnie się sprawdza.

Po pierwsze – islandzkie kołysanki. Pierwsza jaka przychodzi mi do głowy, osobiście wypróbowana to Bium Bium Bambaloo Sigur Rós. Przetestowana w roli usypiacza działa, ale tylko do pewnego wieku. Przesterowane gitarowe dźwięki grane smyczkiem dla przedszkolaka są już zbyt męczące. Całe szczęście, że język islandzki jest tak piękny jak niezrozumiały i warstwa tekstowa pozostaje pewną tajemnicą (choćby ze względu na wers En úti bíður andlit á glugga mówiący o twarzy widniejącej za oknem w ciemną straszną noc).

Od Sigur Rós blisko już do Amiiny. A to dopiero istna kopalnia kołysanek. Sprawdzi się niemal wszystko, co dziewczyny nagrały same i w poszerzonym już później składzie. Szczególnie polecam ostatni album – Lighthouse Project i utwór Perth. Dziewczyny miały okazję przekonać się jak ten materiał wpływa na dzieciaki, bo nagrywając go podróżowały przecież ze swoimi pociechami, a jedna z nich była w tym czasie w ciąży. Wspaniałe melodie zagrane na piłach, kieliszkach i innych równie dziwnych instrumentach są o wiele lepsze niż wszelkie wydawnictwa typu „Muzyka dla bobasa”, brzmiące jak syntezatorowe samograje.

Nic więc dziwnego, że zespół też to odkrył i w listopadzie 2013 r. Sólrún wraz z Magnúsem nagrała i wydała album z muzyką dla dzieci i ich rodziców. Płyta zatytułowana jest „Skýjaflétta”, zawiera 11 fantastycznych instrumentalnych utworów. To świetne dźwiękowe tła do zabawy, tworzenia i tańca. Sprawdziłem i polecam, bez ograniczeń wiekowych.

A skoro już mowa o zabawie… Ku mojemu zaskoczeniu, niekwestionowanym faworytem okazali się Of Monsters And Men. Little Talks i King And Lionheart to ulubione utwory mojego syna. Zna je w całości i rozpoznaje już od pierwszych taktów. Refreny same proszą się o wykrzykiwanie radosnego „HEJ!”, a że jest to akurat jeden z nielicznych islandzkich zespołów granych również w polskich stacjach radiowych, telewizjach i sklepach, to takich okazji jest wiele. Równie ważne i ulubione okazują się bajkowe klipy towarzyszące tym piosenkom. Szczerze wątpię, aby zamierzoną grupą docelową muzyki i teledysków OMAM były dzieci, ale z pewnością mają wśród nich  wielu fanów. Żeby lista była pełna, to muszę też wspomnieć o Jónsim. Włączenie Go Dó kończy się obowiązkowym zapętleniem i kilkunastokrotnym odtwarzaniem. Nawet mnie czasem ciężko to wytrzymać :)

Wszystkim zainteresowanym tematem polecam też album „Bíum Bíum – Icelandic Lullaby Musicbox”. Jeśli nudzą Was już melodie zabawkowych pozytywek koniecznie sięgnijcie po tę płytę. Halldór Warén ze swoją żoną Agnes nagrali ją po narodzinach swojego syna Eyvindura. To pozytywkowy zbiór kołysanek (nie tylko islandzkich) dedykowany wszystkim dzieciom i ich rodzicom na świecie. W magiczny sposób wyciszają i uspokajają. Sprawdźcie sami!

skyjafletta

Written By
More from Bartek Wilk
Grenlandia kocha muzykę
Grenlandia – największa wyspa na świecie, zamieszkana przez około 60 tys. ludzi....
Read More
0 replies on “Muzyczne dzieciństwo z Islandią w tle”