Sigur Rós zawsze wyróżniali się niezwykłą kreatywnością, zespołową pracą, wspólnym wyznaczaniem nowych kierunków i przekraczaniem kolejnych horyzontów. Kiedy grają razem, są jak jedna osoba, jedna dłoń. Niesamowita jest suma wrażliwości Jónsiego, Orriego i Georga (także Kjartana, nie umiem go pominąć). Poza regularnymi albumami Sigur Rós nagrywali już wcześniej ścieżki dźwiękowe, czy też krótsze formy muzyczne towarzyszące filmom, animacjom i spektaklom. Oczywiste, że pracowali też przy innych projektach. Jednak o ile dokonania Jónsiego czy Kjartana od dawna były znane i ich autorska twórczość traktowana była jako coś oczywistego, o tyle wspólne dzieło Orriego i Georga objawiło się jako pewna niespodzianka. Obaj zawsze gdzieś w cieniu, za plecami, czy też obok niewątpliwego frontmana, Birgissona.
Rozdział, który otworzyli okazał się bezpieczny, dla nich i dla zespołu. Praca przy ścieżce dźwiękowej do filmu daje poczucie intymności, możliwość ukrycia za obrazem, bo to jednak on jest dominujący (niczego nie ujmując muzyce). Nie było też potrzeby dodawania słów, wokali, co w znaczący sposób wpłynęłoby na odbiór muzyki i porównanie do klimatu, tworzonego w ramach zespołu.
A trudno o porównania. Muzyka Georga, Orriego, Kjartana (Holma) i Hilmara Örn Hilmarssona jest zupełnie różna od dotychczasowych, wspólnych dokonań. Są za to detale, akcenty, po których można ich rozpoznać. Charakterystyczne brzmienie basu, przesterowane brzmienie gitary napędzanej smyczkiem. Nie da się jednak włożyć tej płyty do jednej szuflady, może poza tą, z napisem ‘muzyka filmowa’, która jednak nie opisuje jej zawartości. Momentami trudno oprzeć się wrażeniu, że słuchamy dobrego post-rockowego projektu (głównie za sprawą braci Holm i Orriego). Chwilę później wpadamy jednak w ambientową przestrzeń, a za parę minut sięgamy neoklasyki czy muzyki współczesnej. Sporo też typowej muzyki filmowej, ze smyczkami i chórami. To z pewnością zasługa Hilmarssona, którego doświadczenie w tej dziedzinie jest chyba największe.
Circe to w sumie 72 minuty muzyki, zainspirowanej archiwalnymi zdjęciami przedstawiającymi różne odsłony sztuki cyrkowej. 14 utworów, których muzyczna stylistyka rozciąga się od łagodnych smyczków (TKO), przez brzmienia industrialne (Hyperbole czy The Crown Of Creation) po ostre gitarowe riffy (To Boris With Love). W przypadku kilku utworów śmiało można powiedzieć, że wymykają się ramom muzyki filmowej i mogłyby zaistnieć jako niezależne, muzyczne twory (choćby Ladies And Gentlemen, Boys And Girls, The Eternal Feminine, To Boris With Love, Wirewalker).
Wszystkie nagrania powstały w nowym studiu zespołu, w Reykjaviku. Poza wspomnianymi już wcześniej muzykami uczestniczył w nich ceniony islandzki chór – South Iceland Chamber Choir. Całość została wydana pod szyldem Krunk (wytwórni założonej i prowadzonej przez Sigur Rós) i jest już dostępna na wszelkich nośnikach od winylu, po wersję cyfrową. http://sgr.is/circe-store
Ciekawe, czy The Show of Shows będzie można zobaczyć w naszym kraju. Jesteśmy bardzo ciekawi, jak muzyka Circe łączy się z obrazem Benedikta Erlingssona. Jego ostatni film “O koniach i ludziach” mogliście zobaczyć w wielu miejscach w Polsce.
The Show of Shows – Official Trailer from Sagafilm Productions on Vimeo.