Podobnie jak w ubiegłych latach, tegoroczna edycja Sacrum Profanum znów była okazją, do obejrzenia i posłuchania islandzkich artystów. Ólafur Arnalds i Jóhann Jóhannsson to postacie wyjątkowe i takie też były ich koncerty. Oba występy, choć kompletnie różne, w mojej opinii zasługują na miano najlepszych muzycznych wydarzeń tego roku.
Nie chcę nadużywać wielkich słów, ale w tym przypadku będzie mi trudno. Dyrektor Artystyczny Sacrum Profanum dba o to, żeby w Krakowie działy się rzeczy piękne i wyjątkowe. Zatem… Środa, 16 września 2015 r. Centrum Kongresowe ICE. Punktualnie o 20. na scenie pojawił się Jacek Hawryluk wprowadzając publiczność i słuchaczy radiowej „Dwójki” w temat wieczoru. Nikt nie miał wątpliwości, że kolejne dwie godziny będą pełne wzruszeń, wypełnione utworami Fryderyka Chopina i utworami inspirowanymi Chopinem w wykonaniu Alice Sary Ott, niemieckiej pianistki o japońskich korzeniach i Islandczyka, Ólafura Arnaldsa, mistrza melancholii. Na scenie był więc fortepian, pianino i jak zawsze, laptop Ólafura… Pojawił się także kwintet, w składzie: Viktor Árnason – skrzypce, altówka, Sólveig Vaka Eyþórsdóttir – altówka, Björk Óskarsdóttir – altówka, Unnur Jónsdóttir – wiolonczela, Hallgrímur Jónas Jensson – wiolonczela.
Potem popłynęła muzyka. Zabrzmiały przeplatane ze sobą kompozycje z płyty The Chopin Project: Fryderyka Chopina – Largo z Sonaty h-moll op. 58, Nokturn cis-moll op. post; Nokturn g-moll op. 37 nr 1, Preludium Des-dur op. 29 nr 15 „Deszczowe” oraz Verses, Reminiscence, Eyes Shut, Written in Stone czy Letters of a Traveller – utwory Arnaldsa inspirowane twórczością wybitnego Polaka. Pojawiły się też utwory, których próżno szukać na tym albumie. Choć atmosfera koncertu była podniosła, artyści zachowywali się bardzo swobodnie. Oboje, boso, spacerowali po scenie. Rozmawiali ze sobą i z publicznością, opowiadali anegdoty, momentami bawiąc widzów do łez. Kiedy jednak brzmiała muzyka, sala zamierała. To jeden z takich koncertów, podczas których najgłośniej i najwymowniej brzmi cisza. Dźwięki pianina były tak delikatne, że momentami ledwie słyszalne. Wyłaniały się z ciszy i w niej znikały. Brzmieniem przypominały melodie odtwarzane ze starego patefonu. Zupełnie inaczej brzmiał fortepian, mocny, czysty – na tym instrumencie grała głównie Alice, choć artyści przesiadali się, momentami grali wspólnie, a innym razem słuchali się wzajemnie.
Krakowski koncert The Chopin Project był wyjątkowy pod wieloma względami. To ostatni występ na trasie i w zasadzie ostatni w ogóle w tym składzie i z tym repertuarem. Poza tym muzyka Chopina zabrzmiała w jego rodzinnym kraju, a tutaj kompozytor otaczany jest przecież wyjątkową czcią. Zastanawiałem się, czy dla Alice i Ólafura ten występ też będzie szczególny… Był. Najdobitniej pokazał to finał wieczoru. Z każdym kolejnym utworem burze braw były coraz głośniejsze i dłuższe. Gdy artyści zeszli ze sceny owacje wywołały ich na bis. Pojawili się sami, bez kwintetu. Usiedli i wspominali swoje babcie. To były bardzo osobiste chwile i opowieści, było wzruszająco, były łzy, na scenie i na widowni. A potem zabrzmiały utwory dedykowane babciom, bo to właśnie im oboje zawdzięczali kontakt z twórczością Chopina…. Gdy muzyka Ólafura wybrzmiewała, zbliżając się do ciszy, zza kulis dobiegł ledwie słyszalny dźwięk skrzypiec. Sami artyści byli nieco zaskoczeni. Ten duet – pianina i skrzypiec balansujących na krawędzi słyszalności, a potem już same skrzypce sprawiły, że publiczność na kilka minut wstrzymała oddech… Takiej ciszy nigdy wcześniej nie słyszałem. Brzmiała przepięknie.
Z płytą i koncertem The Chopin Project związana jest jeszcze jedna moja refleksja. O ile muzyka towarzyszy mi każdego dnia, o tyle nie jestem melomanem, osłuchanym w twórczości Chopina. Jak pewnie większość z Was, od dziecka miałem większą lub mniejszą świadomość wartości jego muzyki, wpływu na coś, co mógłbym określić mianem polskiego sentymentu, tak nierozerwalnie związanego z postrzeganiem miejsca, w którym żyję. Ólafur i Alice pokazali mi jak wiele chopinowskich inspiracji jest w tym, czego słucham na co dzień. Pomogli mi docenić jego muzykę i nabrać do niej osobistego stosunku.
Więcej o koncercie The Chopin Project, a także zdjęcia z koncertu na stronie Sacrum Profanum – tutaj.
Dwa dni później, w sali S1 Centrum Kongresowego ICE emocje były już zupełnie inne. Ranga wydarzenia jakby większa, w końcu to drugie na świecie (po Nowym Jorku) wykonanie Mszy Dronowej Jóhanna Jóhannssona.
Trudno porównać oba koncerty, bo to zupełnie inna muzyka, inna ekspresja, inny kontakt ze słuchaczami. W przypadku Jóhannssona dystans między publicznością, a artystami był znacznie większy, wymuszała to zapewne formuła koncertu. Artyści wykonali Drone Mass jako jednolitą całość, kompletny utwór, którego poszczególnych części widownia nie próbowała nawet przerywać oklaskami. A na scenie działy się rzeczy wielkie. Kwartet smyczkowy American Contemporary Music Ensemble oraz wspaniali śpiewacy z grupy wokalnej Theatre of Voices. Gdzieś obok, ustawiony był pulpit z laptopem, przy nim siedzący w czarnym garniturze Jóhann Jóhannsson, przyglądający się, przysłuchujący i uzupełniający całość o dźwięki elektroniczne.
Przyznam, że spodziewałem się większego udziału elektroniki, liczyłem na więcej ambientowej przestrzeni. Ale to, co artyści zaprezentowali na scenie, a zwłaszcza moc i technika wokalna zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Całości dopełniały wizualizacje. Towarzyszące muzyce obrazy i animacje oparte na motywie punktu światła – momentami przypominającego słońce, a innym razem sprawiającego wrażenie świetlistej kropki, oglądanej pod mikroskopem, wokół której tańczyły sinusoidy fal dźwiękowych… Ci, którzy znają twórczość Jóhannssona z jego albumów i muzyki filmowej mieli okazję poznać inne oblicze artysty. Tym, którzy jego muzyki wcześniej nie znali, pozostaje nadrobić zaległości. Jóhannsson jest dziś jednym z bardziej zapracowanych kompozytorów, zwłaszcza jeśli chodzi o filmowe soundtracki. Z pewnością prędzej będziemy mieli okazję obejrzeć w polskich kinach film z jego muzyką, niż ponownie zobaczyć go na scenie.
Informację o krakowskim wykonaniu Drone Mass, a także zdjęcia z koncertu Jóhanna Jóhannssona, ACME i Theatre of Voices na stronie Sacrum Profanum – tutaj.
Zdjęcia (niestety tylko z telefonu): Bartek Wilk