Historie, które nie kończą się na poliwęglanowym krążku. Rozmowa z 3moonboys

Rzadko mam okazję pisać o polsko-islandzkich projektach, zwłaszcza takich, których owocem jest pełny album. W tym przypadku moja radość jest ogromna, bo oto spotkały się dwa kompletnie różne, alternatywne zespoły, które nie boją się eksperymentów. Więcej, chętnie wychodzą poza schematy, otwierając się nie tylko na wspólne tworzenie, ale łączą muzykę z literaturą i sztukami wizualnymi. Z Radkiem, Marcinem i Wojtkiem z 3moonboys rozmawiam o albumie „Linia nr 8”, współpracy z Panos From Komodo, liberaturze i projekcie Brumba.

Foto: Brumba - Linia nr 8 - 3moonboys & Panos From Komodo. Fundacja Vlepnet

Bartek Wilk: Witajcie! Bardzo się cieszę, że 3moonboys zagościło na naszej stronie. Okazja po temu wyjątkowa (w końcu rzadko pojawiają się u nas polskie kapele), ale o tym za chwilę. Wróciliście niedawno z koncertu w Oslo. Jak się miewacie?

Radek Drwęcki: Dzięki, bardzo dobrze z odrobiną niedosytu, gdyż wyjazd bardzo krótki, nie zdążyliśmy zbyt wiele zobaczyć, ale to jedyne, co nie poszło po naszej myśli. W bardzo sympatycznym sklepie winylowym capnąłem za grosze „Songs In The Key of Life” Wondera, więc nawet pamiątka jest.

Marcin Karnowski: Wyśmienicie. Ten wyjazd to dla nas duże przeżycie. Graliśmy w Oslo po raz pierwszy; bardzo zależało nam na dobrym występie. Koncert w Maksitaksi otwiera trasę związaną z projektem Brumba. To także pierwsze nasze spotkanie na scenie z Panos From Komodo, więc cieszy, że tak udane. Publiczność przyjęła nas życzliwie. Cały pobyt w stolicy Norwegii będziemy długo i ciepło wspominać.

Wojtek Kotwicki: Wspaniale! Pierwszy raz przemieszczaliśmy się na koncert w aż tak odległe miejsce. Szczerze dodam tylko, że mam trochę żal, że nie zostaliśmy dłużej by coś zobaczyć więcej niż samo Oslo, które jest naprawdę okazałą twierdzą. Jednakże Norwegia, jako obiekt nieznanej mi natury, wydaje się być o wiele bardziej atrakcyjna. Mam nadzieję tam wrócić, być może bardziej w charakterze prywatnym, ale Skandynawia jest mi bliższa niż podrównikowe ukropy…

Bartek: Przyznam, że dłuższą chwilę zastanawiałem się jak zacząć… Bo trudno przedstawiać zespół, który przecież działa od lat, wydał całkiem sporo płyt, zagrał mnóstwo koncertów w kraju i za granicą, pojawiał się i był zauważany na najciekawszych festiwalach muzycznych. Zamiast pytać o to wszystko zapytam ile radości sprawia Wam wspólne granie?

RD. Nadal całkiem sporo :) Powiedziałbym, że coraz mniej się bawimy, coraz więcej pracujemy i to jest OK.

MK. Podobno są zespoły, które funkcjonują bez emocjonalnego zaangażowania. Trochę trudno wyobrazić sobie taką sytuację. Dla mnie radość wspólnego grania warunkuje rozwój zespołu. Do pewnych rzeczy trzeba dojrzeć. Wzajemne wsłuchiwanie się w siebie, czerpanie inspiracji z tego, co podczas muzykowania ma do powiedzenia partner, muzyczna rozmowa. W graniu zespołowym ważne jest nie to, co możesz wziąć lecz to, ile możesz dać.

WK. Radość jak i wszystkie uczucia z czasem ewoluują. Pierwotna radość, ta pierwsza, polegała na wydobyciu dźwięku, obecnie radość bliższa jest ciszy. Czyli im mniejszy przekaz w dźwiękach, tym większa swoboda interpretacyjna pomiędzy. Tworzy się międzywymiarowy tunel porozumień, który słyszymy w tej ciszy, lecz uzyskanie ciszy w pięcioosobowym zespole, to naprawdę nie lada sprawność do której mam nadzieję podążamy. Mówię, że mam nadzieję, gdyż nasze poglądy na temat tworzenia często są w opozycji i bywa tak, że każdy z nas jest w jakimś innym momencie swojego życia i na to trzeba brać poprawkę. Taką niezmienną radością, która towarzyszy nam od samego początku, stwarzają nam koncerty, to wtedy właśnie odczuwamy nieskrępowaną moc i dajemy jej upust, piosenki, nawet te bardziej zakurzone, nabierają nowego życia tu i teraz, wtedy wraca też ta pierwotna radość.

Bartek: Ale Wasza działalność, to nie tylko granie. Bardzo twórczo podchodzicie też do swoich wydawnictw, dbacie nie tylko o treść, ale też o formę, detale, oddając w ręce słuchaczy rzeczy wyjątkowe. Jak ważny jest dla Was ten pozamuzyczny przekaz?

RD. Jest bardzo ważny, ale chodzi nam nie tyle o dostarczenie muzyki w ciekawej oprawie, co stworzenie swoistego komunikatu. Każda z jego składowych ma taką, a nie inną formę (jest tym czym jest), aby przekazać właśnie „to coś” (nie „co innego”).

MK. Staramy się unieważniać sztywny podział na treść i formę. Ta granica została wyznaczona, aby ułatwić życie badaczom zajmującym się historią i teorią sztuki. Ale fizyczność komunikatu niesie ładunek niezwykle silny. Kiedy spieram się o liberaturę, czasami używam żartobliwego argumentu: proponuję oponentom wydrukowanie swoich imion na papierze toaletowym i udawanie, że to nie ma znaczenia. W wydawnictwach 3moonboys w jednej drużynie grają muzyka, słowa i cielesny wymiar płyty.

WK. Tworzenie unikatowych wydawnictw stało się dla nas wyzwaniem od płyty o numerycznym tytule 16, której koncept zaprojektował nam Zenon Fajfer, współtwórca idei Liberckich w Polsce. Widzę że Marcin i Radek bardzo skromnie uciekli od brania odpowiedzialności za konceptualną robotę nad liryką i grafiką ale to właśnie Marcin to główny kreator konceptów na płyty, za każdym razem stara się przemycać swoją twórczość literacką jak i nawiązywać do tego synkretycznego gatunku jakim jest liberatura w konceptach płyt. Radek natomiast dokonuje cudów w składach poligraficznych tych wybryków Marcina, opracowuje grafiki, skład i montaż.

Bartek: Każda płyta 3moonboys jest w zasadzie inna (muzycznie, tekstowo, wydawniczo). A i tego Wam mało. Szukacie dalej, angażujecie się w specjalne projekty… I pojawiła się Brumba. No właśnie. Jaka droga prowadziła do tego projektu? Czy punktem wyjścia była okazja połączenia muzyki, tekstów i sztuk wizualnych? Może szansa współtworzenia z innym, ciekawym zespołem?

RD. Wszystko naraz :) Zaczęło się od luźnej rozmowy w UFO latem 2011 r. Fundacja vlep[v]net zaprosiła nas do zagrania w ramach „Unexpected Fountain Occupation” na warszawskim placu na Rozdrożu. Po koncercie, ciepłym wieczorem gawędziliśmy przy barze i od słowa do słowa zarysowała się potrzeba zorganizowania czegoś łączącego działania muzyczne, literackie, graficzne i drukarskie – bez ich hierarchizowania.

MK. Nagrywanie z innym zespołem to sytuacja zupełnie nowa dla nas. Okazja do zdobycia nowych doświadczeń, możliwość nabycia innych umiejętności, wyzwanie, obietnica niespodzianki. Czy można było oprzeć się pokusie? Projekt Brumba otwierał także szansę na realizację przedsięwzięcia, którego zarys kiełkował w głowie od dawna. Poza 3moonboys w działaniach projektowych biorą udział inni artyści. Doskonała to więc okazja, aby się czegoś od nich nauczyć. Spotkanie rozmaitych typów wrażliwości to prezent, którego postaramy się nie zmarnować.

Bartek: Angażując się w ten projekt wiedzieliście z góry z kim będziecie nagrywać? Myśleliście o konkretnym zespole? A może kraju, z którego pochodzi? Zakładaliście, że to będzie Islandia?

RD. Nie wiedzieliśmy. Jedynym kluczem była narodowość współpracowników, w pewnym momencie narzucona formalnościami wynikłymi ze sposobu finansowania projektu. Potem odzywaliśmy się do najróżniejszych artystów, by koniec końców dogadać się z Panos From Komodo.

MK. Szukaliśmy artystów „z innej bajki”, powodowani przeczuciem, że ta wspólna podróż tylko wówczas będzie ciekawa, jeśli doprowadzimy do konfrontacji różnych estetyk. Niebawem okaże się, czy to było dobre przeczucie. Ocenią to odbiorcy wydawnictwa “Linia nr 8” i publiczność na koncertach.

WK. Musiała to być Norwegia lub Islandia, więc na początku zacząłem eksplorować scenę skandynawską w poszukiwaniu artystów z którymi moglibyśmy się spotkać, do wielu z nich pisałem, muzycy byli to przeróżni, jazzowi, folkowi, hip-hopowi, elektronicy. Jednakże odzewu żadnego się nie doczekałem, chyba nie wzbudziłem wystarczającego zainteresowania i zaufania ;)

Bartek: Nagrania powstawały w Waszej rodzinnej Bydgoszczy (miasto ma trochę więcej mieszkańców niż cała Islandia). Ciekaw jestem jak Islandczycy odnaleźli się w tym miejscu i czy szybko złapaliście wspólny język? Jak dogadywaliście się z Biggim i Hjaltim?

RD. Byli odrobinę rozczarowani, że niewiele się akurat w mieście działo i marudzili, że piwo jest drogie :) Mimo sporych różnic, zwłaszcza w podejściu do procesu twórczego, porozumieliśmy się szybko, bo gdy zaczęliśmy się bawić graniem, samo się pokulało.

MK. Pamiętam doskonale pierwszy dzień, gdy Birgir i Hjalti pojawili się na strychu Biblioteki Wojewódzkiej w Bydgoszczy, gdzie zamierzaliśmy zamknąć się na tydzień i oddać pracy nad albumem. Pierwsze wrażenie, wzajemne badanie, wyczuwanie. Później rozmowy o projekcie, zaczyn wypracowania najlepszej metody, a wieczorem dżemowanie, jeszcze nieśmiałe, nieco zachowawcze, z zerkaniem na siebie. Na szczęście to trwało tylko chwilę. I to jest właśnie najbardziej ekscytujące we wspólnym muzykowaniu: nagle otwierają się drzwi i już… Nawet nie zauważyliśmy, gdy znaleźliśmy się w środku.

WK. Czasami tematy wiodące pojawiały się ze strony Birgira i Hjaltiego, czasami z naszej strony, rotacja instrumentów przebiegała bardzo dynamicznie. Spodziewaliśmy się ostro punkowego duetu, a Panowie wyszli z bardzo fajnymi, dojrzałymi tematami, prawie że filmowymi, poza tym bardzo ciekawie operowali przestrzeniami. Bydgoszcz bardzo im się spodobała, mieszkali w Hotelu w najbardziej urokliwym miejscu zwanym Wenecją bydgoską. Nie mieliśmy za dużo czasu by chodzić i spędzać czas razem w przestrzeniach miejskich, gdyż na uwadze mieliśmy materiał który mieliśmy zarejestrować.

Bartek: Co oczywiste, „Linia nr 8” nie została wydana w tradycyjny, zwykły sposób. Dostajemy do ręki blaszaną puszkę, pełną różności. A sam album powstał w dwóch wersjach językowych. Tę muzyczną podróż wypełniają nie teksty, a co trzeba podkreślić – wiersze. W puszce oprócz płyty znajdujemy np. opowiadanie… A w ramach projektu obok płyty (choć to nie jej część) wydana została też książka Moniki Aleksandrowicz „SEMIOGRAFIA” (dodam jeszcze, że wśród partnerów projektu jest islandzka Týsgallerí). Liberatura połączona z muzyką. Połączenie idealne? Myślicie, że to jest kierunek, który wskazuje przyszłość na muzycznym rynku wydawniczym? Z jednej strony pliki cyfrowe (często darmowe), których nie można dotknąć, odarte z całej graficznej oprawy, a z drugiej limitowane, unikalne wydania, książki, specjalne opakowania, które zachęcają do kupna w formie fizycznej?

MK. “Linia nr 8” to jedna z odsłon “Brumby”. Tak jak wspomniałeś, w ramach działań na wspólnym terenie spotykają się przedstawiciele różnych dyscyplin. Ukazała się już publikacja Moniki Aleksandrowicz “Semiografia”, która jest zapierającą dech, misterną, precyzyjną konstrukcją zanurzoną w matematycznym pięknie liczby Phi. Agata Borowa z cyklem warsztatów “Uzajo” zdecydowała się zbadać i udokumentować różnorodność i plastyczność języka w kontekście regionalizmu. Anton Kaldal Agustsson prześledził ewolucję kilku islandzkich liter, a grupa Massmix postawiła na improwizowane kompozycje realizowane przy pomocy sampli graficznych. Projekt “Brumba” jest na półmetku, a już da się zauważyć, że dla większości uczestników liberatura stanowi punkt wyjścia, a nie dojścia. W tym, między innymi, tkwi jej siła, jako zjawiska o charakterze otwierającym, jeśli tak można powiedzieć.
Dla 3moonboys odkrycie liberatury przyszło w samą porę i było szansą na odszukanie własnej ścieżki, ponieważ czuliśmy, że chcemy opowiadać historie, które nie kończą się na poliwęglanowym krążku opakowanym w tekturową kopertę. Tak powstał album “16” w 2009 roku, wówczas (i, o ile mi wiadomo, do tej pory) jedyna płyta liberockowa na świecie ;) Późniejsze krążki czerpały z tych doświadczeń, ale odnaleźliśmy dla nich własne uzasadnienie. Jeśli pytasz o przyszłość muzycznego rynku wydawniczego, wydaje się, że obecnie wszystko zmierza ku cyfryzacji (choć powrót winyla, nie przesądza tego jednoznacznie), ale trudno tutaj o kategoryczną prognozę. Natomiast jeśli zawęzić to pytanie do naszej (3moonboys) przyszłości, na obecnym etapie, sama warstwa muzyczna już nam nie wystarcza i to jest pewien wyróżnik zespołu (być może przez sam zespół nie do końca wykorzystany).

RD. Do słów Marcina dodam tylko, że z mojej perspektywy najważniejszy jest ów otwierający charakter zjawiska. W praktyce najbardziej interesuje mnie “liberackość” jako metoda twórcza, nakazująca traktować proces twórczy i każdy wytwarzany (tudzież przetwarzany) przedmiot, jako integralną część powstającego dzieła.

Bartek: Nie byłbym sobą, gdybym nie zadał pytania o Wasze spojrzenie na Islandzką scenę muzyczną. Które z islandzkich zespołów/projektów/kolektywów są Wam szczególnie bliskie?

MK. Od dłuższego czasu śledzę Sóley i gdy gra w Polsce, staram się dotrzeć na koncert.

WK. Kiedyś bardziej interesowałem się rozwojem muzycznych scen itd. Jednakże mam wrażenie, że internet totalnie spłaszczył zależności poszczególnych zespołów, obecnie ciężko przez gąszcz internetowy znaleźć coś wyjątkowego. Pamiętam jak pojawiła się Bjork w latach 90, jaka to była totalna egzotyka, byłem chyba na wszystkich koncertach w Polsce tej niesamowitej  artystki, która moim zdaniem jest o dwie dekady ewolucji muzycznej wyżej niż ktokolwiek inny. Potem pojawił się Sigur Ros, Mum, Sóley, gdzie może nie było już takich rewolucji ale ich wrażliwość muzyczna stała się bardzo inspirująca. Obecnie moja styczność z muzyką odbywa się przez Spotify, gdzie muzyka leci w tle i stała się bezimienna, anonimowa, każda piosenka nosi tytuł “Next track”. Kiedyś jeszcze było coś takiego, że wysyłaliśmy sobie jakiś tytuły, nazwiska, nazwy, teraz już każdy błądzi sobie sam w tym gąszczu, czasami tylko jak jedziemy autem na koncert to zarażamy się jakimiś dźwiękami ;)

Bartek: Przed Wami kolejne koncerty z Panos From Komodo – Bydgoszcz, Kraków, Warszawa ale i Reykjavik. Zagraliście już całe dziesiątki koncertów, czy te, w ramach trasy „Linia nr 8” są w jakiś sposób szczególne?

MK. Każdy koncert jest przeżyciem szczególnym, jednorazowym. To rozmowa z publicznością, która nie powtórzy się nigdy więcej w takim samym kształcie. Świadomość ulotności bardzo mobilizuje do tego, aby zadbać o jakość tej rozmowy.

WK. Z pewnością! Gramy w 7 osobowym składzie, materiał z Lini nr 8, to już mała orkiestra! Oprócz tego Panosi jak i 3moonboys zagrają swój, nieco okrojony, the best of ;)

Bartek: Serdeczne dzięki za Waszą muzykę i rozmowę!

WK. To my dziękujemy za zainteresowanie i zapraszamy na koncerty.

3moonboys tworzą: Wojtek Kotwicki – gitara, wokal, Miłosz Runge – klawisze, perkusja, Piotr Michalski – bas, Marcin Karnowski – perkusja, teksty, Radek Drwęcki – klawisze.

Informację o wspólnym projekcie 3moonboys i Panos From Komodo, a także daty i miejsca najbliższych koncertów w ramach trasy „Linia nr 8” znajdziecie tutaj.

Foto: Brumba – Linia nr 8 – 3moonboys & Panos From Komodo. Fundacja Vlepnet

Written By
More from Bartek Wilk
The Hurting Svavara Knútura w oficjalnej selekcji Short Waves Festival
Dokładnie za miesiąc w Poznaniu odbędzie się 11. edycja Short Waves Festival...
Read More
0 replies on “Historie, które nie kończą się na poliwęglanowym krążku. Rozmowa z 3moonboys”