Obok tego albumu nie można przejść obojętnie. Jeśli skupić na nim swoją uwagę, to wciągnie bez reszty do ostatniego dźwięku. Jednocześnie świetnie wypełnia przestrzeń gdzieś w tle codziennych spraw. Wszystko zależy od chwili, nastroju, widoku za oknem. Eitt to genialne połączenie pozornie tylko odległych jazzowych opowieści i ambientowych pejzaży, dryfujące daleko ponad muzycznymi kategoriami.
Jeśli gdzieś na świecie mogła powstać płyta, która kompletnie pochłania uwagę słuchacza, a jednocześnie koi zmysły i odpręża… to miejscem jej narodzin musiała być Islandia. Eitt to prawdziwy fenomen, z dwóch powodów. Pierwszym z nich jest sama muzyka. Wyobraźcie sobie ambientowe przestrzenie, sączące się z głośników leniwe dźwięki, odgłosy, echa, tła… Delikatne muzyczne kolory, pejzaże przywołujące na myśl bezkresne, spokojne wody, czasem tylko lekko kołysane wiatrem. Dźwięki syntezatorów i field recordings są w tym przypadku jedynie czymś w rodzaju podobrazia, czekającego na mistrzowskie pociągnięcia pędzla. I rzeczywiście, na tak przygotowanym gruncie dzieje się o wiele więcej. Tematy i historie Eitt pojawiają się w tej kolejnej, bardziej wyrazistej warstwie. Malowane brzmieniem fortepianu nabierają kształtów. Dźwięki przypominają krople, załamania fal na tafli wody, czy odbijające się od morskiego lustra słoneczne promienie. I choć w poszczególnych utworach pojawiają się konkretne tematy, to całość wydaje się być grą emocji wyrażonych poprzez improwizację. W tej jazzowo-ambientowej wirtuozerii wszystko ma jednak swoje miejsce, a żadna nuta nie jest przypadkowa.
Twórcy
Płyta skłania do refleksji, zadumy, rozmyślań. To relaks w czystej postaci, ale Eitt zagra też idealnie gdzieś w tle codziennych spraw i czynności. To muzyka, która nie zmierza do konkretnego celu, jest za to piękną ścieżką dźwiękową dla wszelkich podróży, tych odmierzanych kilometrami, ale też tych, liczonych w latach, miesiącach, dniach czy godzinach…
O wyjątkowości Eitt przesądza także druga kwestia. To jej twórcy. Artyści, którzy zdecydowali się połączyć swoje siły, aby stworzyć ten album. Warto przy tym dodać, że mierzyli siły na zamiary. Droga od pomysłu do realizacji prowadziła przez karolinafund, ale Jón Ólafsson i Futuregrapher nie mieli problemu ze znalezieniem funduszy. Ich muzyczne doświadczenie i osobowości przekonały słuchaczy do tego projektu i nadały mu jeszcze większej głębi.
Muzycy podzielili role w dość naturalny sposób. Aktorem drugiego planu, akompaniatorem odpowiedzialnym za oprawę, klimat, kolor został Futuregrapher (Árni Grétar). Niesamowity człowiek, wielka osobowość, niewyczerpane źródło radości i pozytywnych myśli. Jednocześnie fantastyczny artysta, muzyk o szerokich horyzontach, przykład nadzwyczajnej aktywności – angażujący się w wiele świetnych, a często odległych stylistycznie projektów muzycznych. Na Eitt pokazał swoją wyciszoną stronę, pełną dystansu, pokory, zamyślenia. Historie zawarte na płycie opowiada jednak fortepian, a przy nim Jón Ólafsson. To on przeplata muzyczne motywy, snuje i zapętla wątki, dryfuje w bezkresie. Z wirtuozerią godną mistrza dawkuje dźwięki pełne jazzowych harmonii.
Eitt jest perełką, która nie może przejść niezauważona. Album równie ważny dla fanów jazzu, jak i ambientu, ale absolutnie nie da się zaszufladkować w żadnej z tych kategorii. Żeby jednak docenić jego piękno trzeba mieć otwarty umysł, chęci poszukiwania wciąż nowych, pięknych dźwięków, odkrywania przestrzeni dla własnych myśli. Tu znajdziecie to wszystko, jako „Jedno – Eitt”. Odkryjcie to dla siebie.
Eitt – Jón Ólafsson & Futuregrapher
1. Myndir
2. Gluggi
3. Börn
4. Sálmur
5. Nærvera
6. Hringur
7. Brot
8. Vestur
Jón Ólafsson: Fortepian
Árni Grétar: Syntezatory, efekty, field recordings
Mastering: Finnur Hakonarson
Miks: Árni Grétar i Jón Ólafsson
Okładka i zdjęcia: Sig Vicious
Wszystkie kompozycje: Jón Ólafsson i Árni Grétar
(c) Möller Records 2015
Data wydania 17 września 2015