Dokładnie 10 dni temu pojawiła się jedna z najpiękniejszych płyt, jakie ostatnio słyszałem. Common Blue to debiutancka EPka, którą nagrała pochodząca z Farojów Lea Kampmann. Pięć cudownych utworów o marzeniach, nieporadnym poszukiwaniu miłości, wątpliwościach i życiowych zakrętach wśród deszczowych dni niewielkiej wyspy rzuconej pośród Atlantyku. Do tego piękne brzmienie gitary i ciepły kobiecy głos, przepełniający słuchacza niesamowitym wręcz spokojem…
Pierwszy raz usłyszałem ją w nagraniach dla RACLIP’s carpet sessions. Ta bardzo intymna sesja nagraniowa, w której Lea Kampmann śpiewała z akompaniamentem gitar zrobiła na mnie wielkie wrażenie. Wiedziałem już, że mam do czynienia z artystką niezwykłą, że muszę przyjrzeć się dokładniej jej twórczości i byłem pewien, że warto będzie poczekać na debiutancką płytę.
Lea Kampmann pochodzi z Wysp Owczych, ale wychowała się w Kopenhadze. Tam właśnie dorastała w otoczeniu muzyki klasycznej. Już jako nastolatka sama odkryła swoją muzyczną miłość, songwriting. W wieku 18 lat powróciła do rodzinnego kraju. Wyspy Owcze mocno zainspirowały ją do napisania własnych utworów, które miały się później znaleźć na debiutanckiej płycie. Od tamtego czasu Lea zagrała mnóstwo koncertów w różnych miejscach na Wyspach Owczych, w 2016 roku supportowała znaną farerską artystkę Eivør, wystąpiła też na największym farerskim festiwalu G! Festival.
EPka została wydana przez Tutl Records 14 października czyli nieco ponad tydzień temu. Nosi tytuł Common Blue i zawiera pięć utworów, pełnych ciepła i delikatności. Ich wyjątkowy klimat Lea zbudowała wokół prostych, a jednocześnie pięknych melodii. Przede wszystkim jednak dzięki niezwykle miękkiej i ciepłej barwie swojego głosu. Tak jak we wspomnianej przeze mnie sesji RACLIP, na debiutanckiej płycie Lea śpiewa w towarzystwie gitar. Równie niezwykłych, bo to właśnie gitarowe partie solowe (dziś niemal zapomniane!) wypełniają tło utworów pięknymi muzycznymi pejzażami. Ale na Common Blue aranżacje są już dużo bogatsze. Poza gitarami pojawiają się także instrumenty klawiszowe, gitara basowa i perkusja. Szczególnego charakteru dodają płycie abstrakcyjne, ale zawsze szczere teksty, dzięki którym poznajemy świat widziany oczami młodej farerskiej dziewczyny.
Common Blue EP to zaledwie pięć utworów, jednak Lea tworzy dzięki nim własny, specyficzny i rozpoznawalny od pierwszych dźwięków klimat. To dość trudne zadanie, zwłaszcza, że każda z piosenek ma nieco odmienny charakter – od pierwszej, najpełniejszej aranżacyjnie i gotowej do odtwarzania w stacjach radiowych This Love of Mine, poprzez owiane mrokiem Flood i Moonsick, songwriterską Water, aż po tytułową Common Blue, o której za moment. Nie ma tu jednak mowy o nudzie czy powielaniu schematów. Unoszące się nad płytą obłoki melancholii pojawiają się i kłębią z różnym natężeniem. A kiedy wytężycie wzrok, zobaczycie nie tylko piękne farerskie wzgórza, ale i szarość deszczowych dni pośrodku Atlantyku.
Na koniec zostawiłem jeszcze utwór tytułowy. Jego brzmienie przywołało pewne wspomnienie. Jako miłośnik radia, na początku ery Internetu z wielką radością odkrywałem możliwości słuchania stacji radiowych z różnych zakątków świata. W swoich poszukiwaniach dotarłem do internetowego radia Antarctica. Jednej z pierwszych w świecie internetowych stacji radiowych, w dodatku nadającej z najdalszego możliwego miejsca, Antarktydy. Wśród wielu starych, gitarowych utworów prezentowanych przez tę stację pojawiał się także Surrendel Isaaca Guillory. To właśnie tamten dawny czar przywołała piosenka Common Blue. Może dlatego, że dźwięki gitary tak wspaniałe i melodia tak poruszająca, może to, czego u Isaaca brakowało – cudowny wokal, może piękno miejsca, z którego pochodzą te dźwięki, a może wszystko to razem? Bez wątpienia, Common Blue to jedna z piękniejszych płyt, jakie ostatnio słyszałem.
Lea Kampmann – Common Blue
TUTL / 14.10.2017
1. This Love Of Mine
2. Flood
3. Common Blue
4. Moonsick
5. Water