Nowy album SEINTa to płyta wydana z zaskoczenia, niespodziewana i zaskakująca świeżym brzmieniem, opartym w klimacie soul i r’n’b. IV jest dla mnie dowodem niezwykłej dojrzałości producenckiej Josepha Cosmo, pokazuje jego radośniejsze oblicze i niezwykle szerokie horyzonty muzyczne.
Muszę przyznać, że marzec rozpoczął się fantastycznie. Obfitował wręcz w muzyczne premiery prosto z Islandii. Część z nich zapowiadana była od dawna, pojawiły się jednak i takie, które zaskoczyły. Jedną z niewątpliwych niespodzianek był czwarty album SEINTa.
Zaskoczenie nową – choć przecież zapowiedzianą – płytą Josepha Cosmo było dwojakie. Po pierwsze, tempo wydawnicze. Nie dalej jak kilka miesięcy temu ukazała się duża płyta artysty – The World is Not Enough, a jej winylowy egzemplarz dopiero zdążył do mnie dotrzeć. W tym czasie SEINT nie tylko przygotował, ale wyprodukował i nagrał kolejną pełną płytę zawierającą 14 utworów. Tempo pracy Josepha imponuje, ale trudno się dziwić. To artysta, którego głowa pełna jest pomysłów, żyjącego muzyką – różnymi jej gatunkami, a praca aż pali mu się w rękach. Dość powiedzieć, że na tym nie koniec niespodzianek. SEINT pracuje właśnie nad kolejnym projektem… Ale nie o tym, wróćmy do IV.
Mówiąc o niespodziance przygotowanej przez SEINTa myślę też o zawartości albumu. Czwórka zaskakuje od pierwszych dźwięków. To płyta przygotowana w zupełnie inny sposób niż dotychczasowe produkcje. Jej jądrem są sample. To na nich SEINT buduje melodie, wykorzystując i wplatając motywy piosenek, stanowiących tło, w swoje własne kompozycje. To album zdecydowanie bardziej radosny, lekki, melodyjny, po prostu inny.
Utworów jest aż 14, są jednak dość krótkie – najdłuższy trwa 3:03, najkrótszy zaledwie 75 sekund. I choć na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że są one bardziej czymś w rodzaju skitów niż tradycyjnych utworów, to jednak słuchając całości dochodzę do wniosku, że niczego tu nie brakuje. Żaden z utworów nie jest za krótki. Całość jest za to różnorodna, pozbawiona monotonii, a płyta ma całkiem spore, choć przecież soulowe tempo. Czuć też dobre wibracje, zabawę, która niewątpliwie towarzyszyła powstaniu albumu.
Wychowałem się w czasach eksperymentów z samplami, kiedy pecet był jedynie dużym kalulatorem, a do tworzenia muzyki używało się komputerów, mających mniej pamięci niż dzisiejsze telefony. Na swoim pierwszym samplerze zrzucałem z winyli dźwięki albumów Soul Train czy Stańki i C.O.C.X, ciąłem, loopowałem, podkręcałem tempo i tworzyłem nowe utwory dokładając własne ścieżki. Mam więc wielki sentyment i szacunek dla tego rodzaju produkcji. Wg mnie IV SEINTa to tak naprawdę sprawdzian jego wszechstronnych umiejętności producenckich. Sprawdzian, któremu sam, świadomie się poddał. I śmiem twierdzić, że zdał celująco.
Potrzebujecie jeszcze jakiejś zachęty, żeby sięgnąć po ten album? Ok. Wyobraźcie sobie artystę, zakorzenionego w ostrej, hardcore’owej muzie, tworzącego własny alternatywny, elektroniczny świat, wplatającego w swoją muzykę brzmienia soul i r’n’b, śpiewającego i tańczącego wśród gęsto padającego śniegu na tle malowniczych wodospadów… Witajcie na Islandii!
https://seint.bandcamp.com/album/iv