Slightly Hungry – tak właśnie swoją najnowszą płytę zatytułował Árni Vil. Album ukazał się 23 kwietnia i jest doskonałym świadectwem tego, że Árni wciąż żyje muzyką. Po dawnych latach spędzonych w FM Belfast nie ma już jednak śladu. Artysta zupełnie zmienił muzyczne gusta. Jego solowy debiut pełen jest melodii, w bliżej nieokreślony sposób wymyka się stereotypowym wyobrażeniom muzycznego klimatu Islandii, choć płyta nagrana została z udziałem fantastycznych gości z Wyspy.
Árni Vil, a dokładnie Árni Vilhjálmsson to artysta, który współtworzył legendarny electro-popowy zespół FM Belfast. Dziś nie ma go już w składzie tego projektu. Wybrał inną drogę. Mieszka i tworzy w Reykjaviku i jest nie tylko muzykiem, ale także aktorem. Występuje w eksperymentalnym teatralnym trio Kriðpleir, z którym stworzył i wyprodukował cztery sztuki teatralne, a także słuchowisko radiowe.
Sam artysta, opisując swój album serią zabawnych haseł reklamowych, stwierdza m.in., że to płyta idealna na kemping i letnie podróże. Trudno się z nim nie zgodzić. Slightly Hungry świetnie oddaje klimat drogi. Jej niespieszne tempo, żywe instrumenty – gitary, perkusja, sekcja dęta, sprawiają, że płyta jest bardzo szczera i naturalna. To album stworzony przez człowieka zafascynowanego utworami muzycznych bardów i folk-rockiem. Inspiracje takimi artystami jak Harry Nilsson, Townes van Zandt, Daniel Johnston czy The Velvet Underground nie przekładają się jednak wprost na jego autorską twórczość. Árni Vil komponuje w charakterystycznym dla siebie, alternatywnym klimacie singer-songwriterskim. Nieco niedbała maniera wokalna, momentami przypominająca mi trochę Thurstona Moore’a i lekko przesterowane gitary nadają brzmieniu płyty amerykańskiego luzu. Śmiało można też stwierdzić, że Slightly Hungry zyskał sporo także dzięki udziałowi islandzkich przyjaciół. W trzech utworach artyście towarzyszy Mr. Silla (otwierający płytę Ceremony, The Swallow i Calgary), a w utworze The Hitchhiker’s Ride To The Pharmacy pojawiają się charakterystyczne dźwięki gitary Indridiego.
Na płytę Árniego musieliśmy czekać dość długo. Część utworów zawartych na Slightly Hungry powstała już kilka lat temu, niektóre były też publikowane, a do dwóch w ubiegłym roku artysta nakręcił wideoklipy. Zwykle tak właśnie bywa w przypadku debiutu muzyka, obecnego na scenie niemal od zawsze i udzielającego się na wielu, bardzo różnych artystycznych polach. Mam jednak wrażenie, że warto było poczekać aż płyta nabierze pełnego kształtu. Wsiadajcie zatem w swoje kampery, wrzucajcie Slightly Hungry w swoje odtwarzacze, ruszajcie przed siebie i słuchajcie kolejno wszystkich dziesięciu utworów… A potem repeat.