Od wydania tego albumu minął dokładnie tydzień, a ja wciąż słucham go z taką samą ekscytacją i uwielbieniem. Intrygujący, niepokojący, pełen złożonych warstw i nowych dźwięków, odkrywanych przy kolejnych podejściach. „Amusics” ukazał się po cichu, bez należnego mu rozgłosu. Ale pierwszego solowego albumu Kjartana Holma nie da się nie zauważyć, bo choć pojawił się końcem roku, to jeden z najciekawszych albumów 2020. Moją gorącą rekomendacją dla tego albumu niech będzie przekroczenie przez niego pięciostopniowej skali. Gdybym miał przyznać ocenę, to dałbym +5/5.
Kjartan Holm to artysta, muzyk, kompozytor, tworzący ścieżki dźwiękowe do filmów, spektakli, gier wideo, współtwórca grupy For a Minor Reflection. Znany także ze współpracy choćby z Jóhannem Jóhannssonem, Sigur Rós czy Ólafurem Arnaldsem. Ukończył studia w dziedzinie kompozycji klasycznych, jest też zapalonym badaczem hałasu i jego wpływu na ludzki organizm i mózg.
Album „Amusics” powstał kilka lat temu, kiedy Kjartan mieszkał w Berlinie. Jak wspomina, pracował wówczas z wieloma fantastycznymi islandzkimi artystami. Gdy zapytałem go, jak wspomina tamten czas odparł krótko: „Pracowałem z Jóhannem Jóhannssonem i Hildur Guðnadóttir. To były szalone dni, wszyscy byli bardzo zajęci pracą nad ścieżkami dźwiękowymi do filmów. I w tych krótkich chwilach, kiedy nie pracowaliśmy nad filmami, eksperymentowałem w studiu z dźwiękami i materiałem, z którego ostatecznie powstała ta płyta”.
Sam tytuł nawiązuje do amuzji – terminu pochodzącego z łaciny i oznaczającego uszkodzenie mózgu, zaburzenie, powodujące defekt w przetwarzaniu dźwięku, które może skutkować na wiele sposobów – może to być głuchota wybiórcza, brak możliwości odróżnienia muzyki poza tonacją, ale też uczucie potwornego bólu podczas słyszenia pewnych barw, częstotliwości lub tonów.
Przy tworzeniu albumu Kjartan wykorzystał swoje doświadczenie z pracy przy kompozycjach muzyki symfonicznej. Zapytany wprost o pomysł na „Amusics” odpowiedział mi: „Pierwotnie pomysł polegał na znalezieniu kilku elementów materiału tonalnego i wykorzystaniu ich do stworzenia sekwencji i zestawów reguł, które następnie powoli narastały i tworzyły większy, bardziej spójny dźwięk”. To dało artyście wiele możliwości układania, zapętlania i nakładania poszczególnych elementów dźwiękowych.
Całość, trzeba przyznać, brzmi imponująco i magicznie. Kjartan stworzył album, który od pierwszych dźwięków wprowadza słuchacza w przedziwny stan zasłuchania. To niezwykłe połączenie brzmień symfonicznych, z elektroniką i basami. Z niesamowitą lekkością artysta prowadzi nas przez skrajne stany – od wytchnienia przez napięcie, po eksplozje dźwięków (podkreślanych przez użycie brzmień perkusyjnych). Wciągająca bez reszty muzyczna opowieść, która utrzymuje skupienie słuchacza i nie pozwala się od siebie oderwać ani na moment.
Doskonale więc rozumiem co Kjartan miał na myśli, odpowiadając na moje pytanie o to, co dla niego w tej płycie jest najważniejsze:
„To raczej barwa i uczucie liczą się przez większość czasu, a nie podążanie za określoną linią czasu czy sekwencją, które prowadzą słuchacza z punktu A do punktu B. Wydaje mi się, że chodzi o pozostanie, trwanie w danej chwili”
Ten niezwykły klimat udało się stworzyć także dzięki wpływom sztuk wizualnych. Kjartan wspomina: „Na całą atmosferę duży wpływ miał mój przyjaciel Caleb Smith, który jest niesamowitym filmowcem z Harrisburga w Pensylwanii. Nakręcił zresztą filmy do całego albumu”. Można je znaleźć na stronie internetowej www.kjartanholm.com. Trzeba przyznać, że połączenie muzyki z obrazami Caleba potęguje i tak fantastyczne wrażenia, a amerykański filmowiec zamyka krąg wzajemnych inspiracji, odwołując się do wspólnego projektu, który razem z Kjartanem stworzyli w 2017 roku podczas festiwalu „Norður og niður”.
Sam proces pisania, nagrywania i miksowania albumu nie trwał długo, mniej więcej miesiąc. O wiele dłużej trwał jednak proces wydawniczy. A w powstaniu albumu Kjartana wsparli przyjaciele – w Berlinie swoje partie nagrał Reuben, niesamowity klarnecista. Tam też zarejestrowane zostały fisharmonie i kontrabasy. Z kolei na Islandii powstały wiolonczelowe drony, zagrane przez Unnur. Kjartan nagrywał też swoje gitary i basy. Sporo z nagranych dźwięków zostało mocno przetworzonych. Miks i mastering płyty powstawał w Los Angeles.
Oczywiście artysta ma w planach wydanie fizyczne „Amusics” w formie cd/winyl. Na to jednak musimy trochę poczekać. Tymczasem cieszmy się dostępnością albumu na Bandcampie i Spotify.
Moją gorącą rekomendacją dla tego albumu niech będzie przekroczenie przez niego pięciostopniowej skali. Gdybym miał przyznać ocenę, to dałbym +5/5.