Mamy w sobie pewien rodzaj melancholii: specjalny wywiad z Ateria w dniu premiery ich albumu

Jesienne, chłodne, ale słoneczne popołudnie – tu w Polsce, bo tam, w Reykjaviku jest 11.30 i sztormowa pogoda. Biorę telefon, dzwonię. Odbiera Fönn, rozmawiamy krótką chwilkę. Eir i Ása będą za moment, są w drodze. Umawiamy się więc za kilka minut, kiedy już Ateria będzie w komplecie. Właśnie pojawił się ich nowy album – „and_vari”, klimatyczny, trochę mroczny, dojrzały i dopracowany. To głównie o nim będziemy rozmawiać.

Zdjęcie: Lilja Birgisdóttir

Ateria to kwintesencja islandzkiej sceny muzycznej. Zespół powstał, kiedy Fönn – najmłodsza z całej trójki, miała zaledwie 12 lat. Wystąpiły na największych wydarzeniach muzycznych na Islandii – Músíktilraunir i Iceland Airwaves. A dziś swoją premierę ma ich pierwszy – pełny, studyjny album (wcześniej opublikowały jedynie krótką epkę, nagraną w zupełnie innych warunkach). Nikogo nie naśladują, szukają własnej drogi, eksperymentują, piszą i grają tak, jak czują.

Mija kilka minut, zgodnie z obietnicą oddzwaniają już w komplecie. Włączam dyktafon. To pierwszy wywiad, który odtworzę też na radiowej antenie i trochę się tym stresuję. Łatwiej formułuję pytania na papierze czy ekranie, nie wiem czy złapiemy nić porozumienia. Łapiemy dość szybko. Ateria to coś więcej niż zespół, to przyjaźń, to rodzina.

Nie zamierzałyśmy wygrywać

Zaczynam dość sztampowo i choć znam historię zespołu, proszę żeby ją przypomniały. Rolę lidera w zespole przyjmuje Eir. Już dawno zorientowały się, że grająca m.in. na wiolonczeli czy basie i śpiewająca Eir jest najbardziej wygadana. Tak jest i dzisiaj. Eir wraca pamięcią do 2017 roku i pomysłu na założenie zespołu. Miała 15 lat, gdy razem ze starszą o 2 lata siostrą Ásą, dowiedziały się, że ich kuzynka Fönn gra na perkusji. Zdecydowały, że muszą stworzyć zespół. Pierwszy raz zagrały na rodzinnej imprezie. Ich drugi występ miał miejsce na Músíktilraunir – mającym długą i wspaniałą tradycję, muzycznym festiwalu debiutantów. Eir wspomina, że zwycięstwo Aterii było wielkim zaskoczeniem. Nie miały żadnego scenicznego doświadczenia, wcale nie zamierzały wygrywać, w końcu to był dopiero drugi koncert… Jedną z nagród dla laureata festiwalu była możliwość nagrania swojego materiału i wydania płyty. Już wtedy zaczęły pracować nad albumem, choć Eir, Ása i Fönn wspólnie wybuchają śmiechem twierdząc, że nie wiedziały jeszcze co tak naprawdę robią.

Jedno z wielu określeń wiatru, jakie istnieje w języku islandzkim

Są bardzo młode, ale to, z jaką pasją mówią o muzyce i jak głębokie są ich przemyślenia dowodzi, że rozmawiam z artystkami w pełni świadomymi i dojrzałymi. Dzielę się z nimi tym, jaką radość sprawia mi śledzenie ich rozwoju i pytam, jak same widzą swoją muzyczną przemianę, jak ewoluowała ich twórczość? Eir szybko odpowiada, że tę zmianę słychać w ich utworach. Szczególnie w warstwie tekstowej, bo to właśnie w tekstach dostrzec można, że były bardzo młode, gdy zaczynały pisać swoje piosenki.
– „Kiedy jest się nastolatkiem widzi się świat w specyficzny sposób – już nie dziecięcy, ale jeszcze nie dorosły. Zestawia się własne oczekiwania z rzeczywistością. To rodzi pewien rodzaj melancholii” – mówi Eir. Tłumaczy też znaczenie tytułu albumu. To taka gra słów – „andvari” to rodzaj wiatru, jedno z wielu określeń wiatru, jakie istnieje w języku islandzkim. Ale gdy rozdzielić ten wyraz na dwa otrzymujemy „and” – oznaczające „przeciw” i „vari” znaczące po polsku „bycie świadomym”. Ása dodaje, że pierwsze dwa utwory nagrały, w ramach festiwalowej nagrody, jeszcze w 2018 roku. Dwa lata później zaprosiły do współpracy Alberta Finnbogasona, aby pomógł im dokończyć nagrywanie albumu.
– „To genialny artysta i to było świetne doświadczenie móc z nim pracować, wniósł bardzo wiele w ten proces” – kończy Ása.
A co z albumem „Órói”? Dopytuję, czy dopisek „edycja łazienkowa” oznacza, że tam właśnie go nagrały? Ateria wybucha śmiechem, ale Eir szybko wyjaśnia: „Ten album powstał na początku pandemii. Niewiele się wówczas działo na scenie muzycznej, a Ása kupiła nowy mikrofon…”. Ása wchodzi w słowo i kończy zdanie: „I w ramach studiów eksperymentowałam z nagrywaniem dźwięku, więc nagrałyśmy te utwory w łazience, w naszym mieszkaniu”.

Kiedy jesteś smutny musisz coś z tym zrobić

Mając w głowie obraz obu albumów zastanawiam się skąd ten smutek, dramaturgia, napięcie w ich muzyce? W części odpowiedziały już wcześniej, ale pytam czy tak właśnie postrzegają świat, czy to może świadomy zabieg artystyczny?
– „Nigdy nie przyjmowałyśmy żadnego założenia stylistycznego, nie zamierzałyśmy pisać smutnych utworów. Chyba po prostu nosimy w sobie takie uczucia i one potrzebują znaleźć jakieś ujście” – mówi Eir. I szybko dodaje: „Kiedy jesteś smutny musisz coś z tym zrobić. Pisanie o tym jest jednym ze sposobów. I chyba tak właśnie robimy dość często. Myślę też, że duże znaczenie ma miejsce, w którym żyjemy. Nosimy w sobie pewien rodzaj melancholii. Islandzka zima jest dość ciężka, z powodu braku światła słonecznego wielu ludzi cierpi tutaj na depresję. Budzisz się jakby w środku nocy i idziesz do szkoły żeby uczyć się matematyki, studiujesz, powtarzasz jakiś materiał. A kiedy wracasz dalej jest noc. To naprawdę jest przygnębiające”.

Uciekam od depresji i zmieniam nieco temat. Moją uwagę kieruję w stronę oprawy graficznej albumów grupy. Podobają mi się grafiki z ich okładek, tę samą kreskę widzę też w okładce solowego albumu Ásy. Pytam więc o autora.
– „To Ása” – Eir zdaje się wskazywać palcem.
– „Tak, to wszystko ja” – dodaje autorka, nieco chyba onieśmielona wywołaniem do tablicy.
Zaangażowane są w wiele projektów muzycznych – poza Aterią – solo, w innych zespołach, ale też jak widać zajmują się innymi dziedzinami sztuki. Czy doba waszej trójki ma więcej niż 24 godziny? – pytam i wspólnie się śmiejemy.
– „Niewiele sypiamy” – pada odpowiedź i śmiech wybucha jeszcze głośniej.
– „Gdy pracuję z Aterią, koncentruję się na tym i temu poświęcam czas. Gdy gram czy nagrywam z Dymbrá, poświęcam więcej czasu tamtemu projektowi” – dodaje już poważniej Eir. „Wiemy, że każda z nas ma też inne projekty, mamy tego świadomość. I jesteśmy świadome tego, że wszystkie mamy szkołę” – kończy.
– „Z kolei moja działalność solowa zaczęła się jako wakacyjny projekt, na który dostałam grant z Hitt húsið (ed. taki młodzieżowy dom kultury) – mówi Asa, i dodaje: „Miałam wielkie szczęście, że mogłam w ten sposób pracować w czasie lata”.
Eir zaznacza, że wszelkie inne projekty i oczywiście szkoła – to powody, dla których nagranie albumu zajęło im tak wiele czasu. Ateria nie jest przecież ich jedynym zajęciem.

Jak wiele rzeczy trzeba w życiu zmienić, żeby nasz świat działał

Nasz czas powoli się kończy. Wspominamy koncert, który zagrały na dachu garażu, gdzie mają próby. To był czas covidowej izolacji. Pytam więc na koniec, jak to przetrwały i jakie są ich nadzieje na przyszłość?
– „To był trudny czas i z trudem przez niego przebrnęłyśmy. Jednocześnie to był dobry czas na pisanie smutnych rzeczy. Łatwiej pisać smutne piosenki, gdy jesteś smutny” – odpowiada Eir.
– „Miałyśmy też więcej czasu na próby i na nagrywanie. Pandemia dała nam trochę takiej kreatywnej przestrzeni” – zauważa Ása .
– „Oczywiście mamy nadzieję, że to się nie powtórzy, że wszystko będzie już zmierzało w dobrym kierunku, że sytuacja będzie się tylko poprawiała. Covid pokazał też jednak jak wiele rzeczy trzeba w życiu zmienić, żeby nasz świat działał. I jak wiele jest rzeczy, które możemy zrobić, ale ich nie zrobiliśmy, bo nigdy nie zostaliśmy zmuszeni, żeby spróbować” – podsumowuje Eir.

Wywiad usłyszeć będzie można w audycji Tónlist w Radiu Centrum we wtorek o godz. 22.

https://www.facebook.com/somosateria/

Written By
More from Bartek Wilk
FURA – FURA
Muzykaislandzka.pl trzymała kciuki za ten projekt od początku jego istnienia, dlatego spieszymy...
Read More
0 replies on “Mamy w sobie pewien rodzaj melancholii: specjalny wywiad z Ateria w dniu premiery ich albumu”