33 koncerty od 10 stycznia. Europa przemierzona niemal wzdłuż i wszerz – tak oto wyglądała zimowa trasa Bloodgroup po starym kontynencie. Zapewne zostanie im na trochę w pamięci, bo wiele się działo – nie do końca wytłumaczalne spotkanie ze stróżami prawa w Niemczech czy odkrycie, że w Bratysławie nie każdy hotel to zwykły hotel… Nam również dane jest wspominać ten czas intensywnej aktywności Islandczyków za sprawą dwóch koncertów zagranych w Poznaniu i Krakowie na początku lutego. Teraz muzycy Bloodgroup regenerują siły przed zamorską częścią trasy, będą podbijać serca obywateli Stanów Zjednoczonych, ale mimo to znaleźli odrobinę czasu, by odpowiedzieć na nasze pytania.
foto: Monika Stolarska
Justyna: Zostaliście okrzyknięci najlepszą islandzką grupą koncertową. Co to dla was znaczy?
Bloodgroup: Takie pochwały wiele dla nas znaczą! Nasza uwaga jest zawsze skupiona na setach koncertowych, a koncertowanie i granie przed różnymi ludźmi jest głównym powodem, dla którego to robimy.
J: Skąd czerpiecie tyle energii, by przekazywać ją na koncertach?
B: Dobre pytanie. Nie jestem pewien czy w ogóle znamy na nie odpowiedź! Wydaje mi się, że czerpiemy energię od siebie nawzajem, z naszej muzyki i od naszych fanów.
J: Zespół został założony przez rodzeństwo. Czy rodzinne więzi mają wpływ na proces tworzenia?
B: Nie jestem pewien, być może coś dzieje się w naszej podświadomości, a może komunikujemy się ze sobą na jakimś wyższym stanie świadomości albo coś w tym rodzaju.
J: Nie wszyscy pochodzą z Islandii. Jak w takim razie spotkaliście się i zaczęliście pracować z Janusem?
B: Cóż, Janus grał na Islandii ze swoim starym, grającym metal, zespołem ‘Speaker’ i spotkaliśmy go, zostaliśmy przyjaciółmi i skończyliśmy w pewnym sensie podkradając go. Od tamtej pory nie bywa zbyt często w domu.
J: W ubiegłym roku nastąpiła zmiana składu. Funkcję wokalistki przejęła Sunna. Skąd taka decyzja?
B: To bardziej ewolucja niż decyzja. Lilja opuściła zespół ubiegłego lata. Dostaliśmy gdzieś wskazówkę odnośnie Sunny, pojawiła się na próbie w środku nocy i do tej pory jest z nami.
J: Poza macierzystą formacją Janus Rasmussen udziela się w projekcie Kiasmos. Czy pozostali członkowie Bloodgroup też dają upust swoim pomysłom gdzie indziej?
B: Prawdopodobnie wszyscy mamy milion piosenek w głowach, które nie są materiałem dla Bloodgroup, kto wie, może kiedyś nagramy też swoje solowe albumy…
J: Pod koniec 2009 wydaliście drugą płytę. Jak określilibyście ten album?
B: Porównując do pierwszego, jest zdecydowanie mroczniejszy, bardziej nastrojowy i może bardziej dopracowany. Chcieliśmy, by miał swoją własną odrębną atmosferę, swój mały muzyczny świat.
J: Teksty pojawiają się konsekwentnie w języku angielskim. Czy są jakiekolwiek szanse na usłyszenie Bloodgroup po islandzku?
B: Zawsze mówiliśmy, że tworzymy muzykę pop. I cała muzyka popowa, której słuchaliśmy dorastając, była wykonywana w języku angielskim. Więc dla nas angielski to język popu.
J: Znaleźliście swoją przestrzeń muzyczną czy wolicie stałe poszukiwania i eksperymenty? Jaki będzie nowy materiał?
B: Myślę, że moment, w którym przestaniemy rozwijać nasze brzmienie, będzie porą, by się wycofać. Nie chcemy brzmieć jak coś innego i nie nagralibyśmy nigdy albumu, który byłby podobny do poprzedniego. Ciężko wyrazić dźwięki i nastroje w słowach, myślę, że musimy po prostu poczekać!
J: Pojawiliście się na dwóch koncertach w Polsce. Janus już tu był przy okazji trasy Ólafura Arnaldsa, a co z resztą? Czego się spodziewaliście?
B: Nie wiem dokładnie, czego oczekiwaliśmy, ale jedno jest pewne: byliśmy absolutnie zdumieni słuchaczami i naprawdę nie możemy się doczekać, żeby wrócić!
J: Na jeden z koncertów w Reykjaviku Ragnar nie mógł dotrzeć i zagraliście z Ólafurem Arnaldsem. Często zdarzają się wam takie występy z przyjaciółmi? Jak to jest?
B: Po pierwsze, jesteśmy zdziwieni jak na bieżąco jesteś z faktami Bloodgroup. To nawet pochlebiające…
Zdarzyło się to podczas ostatnich świąt Bożego Narodzenia. Raggi był na wschodnim wybrzeżu ze swoją rodziną i jego lot do Reykjaviku został odwołany, jak wszystkie inne loty tego dnia. Hallur jechał wtedy cały dzień z Akureyri, żeby zagrać ten koncert, więc naprawdę nie chcieliśmy przepuścić tego występu. Więc zadzwoniliśmy po Ólafura. Zaaranżował smyczki na nasz album Dry Land, był naszym akustykiem i widział nas wiele razy na scenie. Zrobił bardzo krótką próbę z nami podczas soundchecku, tylko po to by dowiedzieć się, jakie są akordy w utworach. Cała reszta była bardzo improwizowana. Występ poszedł świetnie, biorąc pod uwagę okoliczności. Oczywiście to nie było to samo, co z Raggim, ale zawsze jest ciekawie zobaczyć podejście do twojej muzyki kogoś innego.
J: W trasie gracie prawie co wieczór. Co robicie, żeby uniknąć monotonii?
B: Po prostu bawimy się swoimi utworami, jest kilka partii w naszych piosenkach, które wykonujemy każdej nocy inaczej.
J: Macie jakiś rytuał, rozgrzewkę przed wyjściem na scenę?
B: Mamy krótką chwilę, która wiąże się z grupowym uściskiem, czasami mową, zazwyczaj dużą ilością okrzyków.
J: Jakie macie plany na przyszłość, po zakończeniu trasy?
B: Tym razem odpoczynek przez trzy tygodnie, po czym powrót do trasy. Po tym wszystkim będziemy pracować w studiu nad nowym materiałem.
J: Jak byście zachęcili polskich fanów do wzięcia w Iceland Airwaves 2011?
B: Każdy powinien przynajmniej raz zobaczyć Airwavesa. To jeden z najlepszych muzycznych festiwali na świecie!
J: Najlepsze islandzkie albumy z 2010 roku to według was…?
B: By wymienić tylko kilka…. Apparat [Organ Quartet] – Pólýfónía, Miri – Okkar, Agent Fresco – A Long Time Listening
Serdeczne dzięki całej ekipie Bloodgroup za to, że poświęcili nam swój czas. Takk fyrir okkur!
[posts-by-tag tags = „bloodgroup”]