Wszystko zaczęło się od trójki młodych ludzi, a skończyło na… małej orkiestrze. Útidúr niosą ze sobą dźwięki radosnego i ambitnego popu, ale potrafią niespodziewanie narobić hałasu i pokazać jak wygląda wyśmienita zabawa. Mają szerokie instrumentarium, talent i jak dotąd tylko jedną płytę, która ukazała się w październiku 2010 i wspięła na wysokie miejsca w rankingach popularności na gogoyoko. Entuzjaści języka islandzkiego także znajdą na niej coś dla siebie, bowiem na This mess we’ve made znalazły się nie same angielskojęzyczne piosenki. Jeśli jeszcze nie macie tej płyty w swoim zbiorze, może warto zajrzeć do sklepu Record Records? Tymczasem przeczytajcie, co o Útidúr powiedział nam Kristinn Roach Gunnarsson, który jest w zespole od początku i kryje się za instrumentami klawiszowymi, a także akordeonem.
Úlfurinn: Zespół tworzy dwanaście osób. Czy to prawda, że macie kogoś nowego w swoich szeregach?
Kristinn Roach: To, ile osób z nami gra, zmienia się od czasu do czasu, ale ostatnio przyjęliśmy na stałe trębacza i jesteśmy w trakcie poszukiwania nowego basisty.
Ú: Kiedy na scenie pojawia się kilkanaście osób, zawsze mam przeczucie, że wydarzy się coś zaskakującego. Połączenie w jedną spójną całość tak wielu muzycznych indywidualności nie jest chyba łatwym zadaniem?
Kristinn Roach: Prawda, to wcale nie łatwe. Ale może być przy tym wiele zabawy.
Ú: Jak to się stało, że zaczęliście razem grać? Spontaniczny początek czy czyjś skrupulatnie opracowany plan?
Kristinn Roach: Skrupulatnie opracowany plan. Dokładnie.
Ú: Z racji tego, że pod szyldem Útidúr kryje się tak wiele osób, muszą się pojawiać problemy. Zwłaszcza problemy ze znalezieniem czasu dla tego projektu, bo gracie również w innych zespołach. Traktujecie Útidúr jako zabawę czy coś poważniejszego?
Kristinn Roach: Zależy o kogo pytasz. Osobiście biorę to bardzo poważnie.
Ú: Skąd właściwie wzięła się nazwa zespołu?
Kristinn Roach: Byliśmy bardzo zmęczeni i wyszliśmy na zewnątrz, więc chcieliśmy sobie tam uciąć drzemkę, która jest tym, co nazywamy útidúr.
Ú: Swoją debiutancką płytę This mess we’ve made nagrywaliście w znanym islandzkim studiu Sundlaugin. Jak wspominacie ten czas?
Kristinn Roach: Bardzo nam się podobało w Sundlaugin. To wspaniałe studio, a atmosfera i przyroda wokół jest naprawdę fantastyczna. Jedliśmy tam dużo sałatki z tuńczyka, co było miłe.
Ú: Większość tekstów i muzyki na debiucie została napisana przez tą trojkę, która założyła zespół. Dobre odniosłam wrażenie?
Kristinn Roach: Tak.
Ú: Utwór You should not lie nie znalazł się na płycie, ale pojawiał się na koncertach. Co było inspiracją dla tego energetycznego kawałka?
Kristinn Roach: Gunni, wokalista, napisał utwór, który miał być romantyczną francuską melodią i pokazał ją reszcie zespołu na próbie. Zadzwonił jego telefon i wyszedł na kilka minut, a kiedy wrócił, zespół już przeobraził tą piosenkę w szalone disco, nie przypominające nawet oryginalnego utworu. Nigdy im tego nie wybaczył.
Ú: ‘This mess we’ve made’ ukazał się w październiku. Na islandzkiej scenie jest dużo młodych zespołów, zatem w pewnym sensie zwrócenie na siebie uwagi nie jest łatwe. Trudno jest być debiutantem na Islandii?
Kristinn Roach: Nie wydaje mi się, żeby było trudniejsze niż gdziekolwiek indziej. Ale zdecydowanie musisz być czujny i gotowy do pracy, promując swoją muzykę i dając ludziom znać, że istniejesz.
Ú: Coraz więcej tras koncertowych islandzkich wykonawców startuje w Niemczech. Wy także się tam pokazaliście. Możecie zatem nam powiedzieć, dlaczego nasi zachodni sąsiedzi są ostatnio tak popularni pod tym względem?
Kristinn Roach: Niemcy wydają się mieć fetysz w postaci muzyki islandzkiej, co jest sympatyczne.
Serdeczne dzięki dla Útidúr za to, że znaleźli chwilę czasu, żeby podzielić się z nami tym wszystkim. Takk, Kristinn!