Iceland Airwaves zmierza nieubłaganie ku końcowi. Przy tej okazji chciałam podzielić się z Wami refleksjami na temat Retro Stefson, które zaczęły się kłębić w mojej głowie po obejrzeniu filmu Backyard w Kinie Pod Baranami. Przyjemnie jest zobaczyć, jak ta grupka przyjaciół rozwinęła skrzydła przez zaledwie 2 lata, gdzie dane im było zobaczyć sporo nowych miejsc, zagrać dla wielu ludzi, aktywnie promować drugą płytę i przede wszystkim zyskać rzeszę nowych słuchaczy. Przygotujcie się na duży zastrzyk ich dźwięków.
Na początek smaczek z festiwalu, który właśnie trwa:
W Backyard widzimy ich rok po wypuszczeniu pierwszego wydawnictwa – Montaña. 2009 rok – wtedy jeszcze mało kto o nich słyszał poza granicami rodzimej Wyspy, a oni sami mogli pochwalić się ledwo co zdobytą pełnoletnością. Rok po nagraniu występu na potrzeby dokumentu muzycznego, można było się przekonać, że muzyka nie zna granic:
Osobiście najbardziej mnie intryguje w muzyce Retro Stefson to, w jaki sposób ona z zabawy powstaje i jak echo zabawą wraca. Bo czy te dzieciaki nie są uradowane ze wspólnego muzykowania…? W tym roku zespół przebył setki kilometrów, grając w Europie to tu, to tam. Zabawa echem wróciła wszędzie, a chłopcy zyskali podczas Dnia Islandii w Estonii w sierpniu tego roku nawet dojrzałe już serca:
Jednego dnia potrafili zagrać rano na świeżym powietrzu dla raczej starszego pokolenia, wciągnąć je do wspólnego szaleństwa, a wieczorem…? Spójrzcie sami:
Już chyba nie tylko Bloodgroup wyciągnie absolutnie każdego sztywniaka na parkiet… bez względu na wiek.
Przed Iceland Airwaves spędzili kilka dni w studiu Sundlaugin, by nagrać trochę nowego materiału. Po muzycznym święcie będą kontynuować pracę we własnym studiu nagraniowym.
Jeśli przyjadą do Polski, grzechem byłoby nie skorzystać z takiej możliwości świetnej imprezy. Kimba!