In Siren is an ambitious project which consists of esteemed musicians from the Reykjavíkian music scene
To jedno zdanie pojawia się wszędzie, gdziekolwiek człowiek chce znaleźć jakiekolwiek informacje na temat tego projektu. Na pierwszy rzut oka wydaje się pretensjonalne. Zespół dopiero debiutuje, więc spodziewać by się można raczej, że mozolnie będzie pracować na uznanie. Tymczasem od razu nieskromnie wita słuchaczy, słodząc sobie trzykrotnie – że ambitny, że ma skład wybitny i dodatkowo, że ze sceny muzycznej Reykjavíku, która przecież słabych muzyków na świat nie wydaje.
In Siren powstał w 2007 roku. Swój początek wziął z zespołu Polymental, który grał metal progresywny i wydał jedną jedyną EPkę. Mając w pamięci swoją muzyczną przeszłość oraz opierając się na bogatym doświadczeniu z innych projektów, w których udzielają się muzycy In Siren, grupa wyszła odważnie w morze progresji. 12 czerwca ukazał się debiutancki album pt. In Between Dreams, który udowadnia, że jak najbardziej można określić In Siren jako projekt ambitny.
Płytę rozpoczyna instrumentalna kompozycja Light. Ma niecałe 2 minuty, ale bez przeszkód zsyła obce światło na słuchacza, by wyciągnąć po niego macki gitary Kjartana Baldurssona, a następnie płynnie pchnąć oświeconego w Feather Minds. Bogate aranżacje In Siren jeszcze nie raz będą w stanie sączyć się do Waszego ucha nieświadomie – czarować tak, jak zaczarował fletem Simon Voigt, występujący gościnnie.
Gdy już zapadliśmy w odpowiednio głęboką fazę snu, pora na Innocence. Tu z kolei w zwrotkach sekcja rytmiczna zespołu, gdzie na basie gra Erling Orri Baldursson, sprawia, że poczuć można jak fale rozbijają się o brzeg. Kojące zwrotki ustępują miejsca, przechodząc w niespokojny refren, po którym Ragnar Ólafsson pyta ze złością: gdzie ten świat, któryś obiecał?!
Mają w sobie te piosenki coś takiego, że bogate rozwinięcia muzyczne i częste zmiany rytmu unoszą słuchacza ze sobą, nie pozwalając mu osiąść na mieliźnie nudy. I tak w tytułowej kompozycji In Between Dreams można dryfować na fali dźwięków sekcji smyczkowej, w której prócz skrzypiec Karla Pestki usłyszeć można także gościnnie wiolonczelę Hallgrímura Jónasa Jenssona. Do tego wokalista potrafi nieźle operować głosem. Dacie wiarę, że ten sam człowiek bawi się harmoniami wokalnymi w Árstíðir?
Emocjonalna kulminacja piosenkiIn Between Dreams jest osiągana na samym końcu, toteż wydawać by się mogło, że You Avenue zaprasza do odpoczynku, chwili oddechu. Błąd. Spokój odzyskać można dopiero po galopie perkusji Kristjána Einara Guðmundssona w akompaniamencie gitary i smyczków. Między zwrotkami słychać dźwięki fortepianu Jóna Elíssona, który choć już teraz nie udziela się aktywnie w zespole, to może dumnie przyznać, że jest współautorem połowy materiału na płytę. Intrygujący jest finał tego utworu. Czyżby był przedsmakiem następcy – Endless Sea?
Otóż Endless Sea jest moim ulubieńcem na tej płycie. Panowie pokazują pazury. To budująca napięcie gitara z partią skrzypiec, która puszcza się w pogoń z głosem wokalisty. Niesamowite, jak ten człowiek potrafi rozwijać swój wachlarz możliwości wokalnych. Potrafi dać czadu, jakby mimo ewolucji z Polymental, muzykę In Siren dało się nadal określić mianem metalowej progresji. Wysokie rejestry także nie stanowią dla niego problemu. Do tego ten krótki moment, gdzie słychać wszystkie dobre kapele daleko sprzed końca lat 70…
Chwila odpoczynku? Nie tym razem, zapowiada się bowiem lądowanie gdzieś między słowami. Słowami sączonymi zza pleców, zdolnymi spowodować gęsią skórkę z niepokoju. Siren to cała płyta podana w pigułce. W takim stężeniu, że włosy na karku się jeżą.
Finałowe No Time mnie osobiście urzeka gitarą w zwrotkach. Jak oni to robią, że po każdej zmianie rytmu ten utwór nadal mieni się pełną feerią barw? Zakończenie albumu wpycha słuchacza w jakiś dźwiękowy tunel czasowy, by bezwiednie podążał za dźwiękami skrzypiec ku górze, aż wyjdzie na powierzchnię i obudzi się, przestanie marzyć. W tym momencie nastaje cisza.
Onirycznie, nierealnie, nic tu nie jest wprost namacalne, ale też nie dzieje się nic przypadkowego. I tak skończył się sen. Ambitny, ukazujący niebanalne pomysły twórców. Potwierdzający, że muzyczna scena Reykjavíku nie wydaje na świat potworków. Ba! Tym razem wysłała wiadomość, że gitarowe granie z pomysłem dobrze się miewa. Jedno jest pewne – In Siren, ta piątka muzyków, zna swoją wartość, słusznie szokując celnym opisem zespołu. Jeśli tak prezentuje się album debiutancki, to jak będą brzmieć ich kolejne wydawnictwa?
In Siren – In Between Dreams
1. Light
2. Feather Minds
3. Innocence
4. In Between Dreams
5. You Avenue
6. Endless Sea
7. Siren
8. No Time