Spośród wszystkich moich odkryć poczynionych w islandzkiej muzyce odnalezienie zespołu Búdrýgindi w przepaści Internetu zdaje się być najbardziej spektakularnym. Zespół aktualnie nie jest już aktywny, acz dawno został owiany legendą na rodzimym gruncie. Ta czwórka ma na swoim koncie jeden album długogrający Kúbakóla (2002) oraz EPkę Juxtapos (2004). Dość przypadkowo trafiłam na nitkę, kiedy w ubiegłym roku ukazała się ich jedna premierowa piosenka. Dojście do kłębka okazało się kwestią czasu. Poszukiwania zaowocowały dotarciem do debiutanckiej płyty w pełnej krasie. Niecałą dekadę po wydaniu. Z pozoru niczym nie zaskakująca, ot, dobre rockowe granie. Chwali się to, że doprowadza do niekontrolowanego podążania nogi za rytmem muzyki. Kúbakóla nie wprowadziłaby mnie pewnie w stan tak ciężkiego szoku (pozytywnego), gdybym nie spojrzała członkom zespołu w metryki. I o to całe to zamieszanie.
Pierwszy w karierze zespołu klip – Sigga-la-fó
Búdrýgindi to Najjaśniejsza Nadzieja przeglądu zespołów młodzieżowych Músíktilraunir w 2000 roku. Po wydaniu albumu KúbaKóla zostali również okrzyknięci największą nadzieją islandzkiej sceny muzycznej 2003 roku. Kópavogur powinno być dumne ze swych chłopców. Zapisali się w historii muzyki, mając zaledwie po 13 lat. Zdobyli rzeszę fanów, a ich koncerty na Iceland Airwaves czy podczas ubiegłorocznego powrotu na kilka występów to istne bulgoczące kotły energii.
Gangsta man
Cofnijmy się teraz w czasie o 10 lat. Jest marzec 2002 roku – miesiąc przeglądu zespołów młodzieżowych Músíktilraunir. Chłopcy z Búdrýgindi wyszli na tę scenę już po raz drugi i tym razem po dwuletnich przygotowaniach zdeklasowali konkurencję… Tak w skrócie powstał album KúbaKóla, który został wydany przez Hitt Plötur w pół roku po wygranej przeglądu. W pamięci Islandczyków zapisał się takimi przebojami jak Sigga-la-fó i Spilafíkill. Ten pierwszy otwiera album, a swoją chwytliwością nie pozwala go porzucić po zaledwie jednym utworze. Nawet nie rozumiejąc tekstów, słuchacz jest przytrzymywany samą muzyką – lekko zahipnotyzowany przez gęsty bas i dyskretnie kopnięty energią perkusji na dzień dobry, żeby zwlec się z łóżka, kiedy jest jeszcze ciemno.
Spilafíkill
Co jest w albumie Kúbakóla takiego niesamowitego? Zdecydowanie na pochwałę zasługuje warstwa muzyczna (bo prawa wypowiedzi o tekstach sobie odmawiam). To w końcu kawał porządnego rockowego grania pozbawionego oczywistych schematów. Grania z prawdziwym szczerym pazurem. I tu znów łapię się na tym, że przecież podczas nagrań to były jeszcze dzieciaki. Najmłodszy zespół Músíktilraunir. Słucham i nie wierzę. Ich poziom opanowania instrumentów jest zaskakujący. Znajdźcie mi w Polsce chłopców w ich wieku, którzy mają taki warsztat, w dodatku wie o ich poczynaniach ktoś więcej niż rodzina i sąsiedzi. Búdrýgindi uderzają energią, potrafią szaleć na scenie, a ich piosenki wpadają w ucho i nie można powiedzieć, że brzmią banalnie. Potrafią zaintrygować. Mnie osobiście najbardziej chyba Buffuð Bein Í Bernesósu. Człowiek myje rano zęby, a z lustra nad umywalką wyskakują partie gitary i obijają się po głowie do południa.
Występ na żywo w islandzkiej telewizji w 2002 roku – Uppþornaður fíkill
Rodzi się pytanie czy to po prostu cztery wybitne jednostki tworzyły ten zespół? A może jest coś niesamowitego w podejściu Islandczyków do muzyki i edukacji w tym kierunku? Czy u nas też to jest możliwe? Przecież na polskie warunki ten zespół brzmi jakby członkowie mieli już spokojnie po 25 lat na karku i kilka dobrych lat stażu na instrumencie…
Występ na żywo w islandzkiej telewizji w 2000 roku – Buffuð bein í bernesósu
Na Groove Shark możecie posłuchać KúbaKóla w całości. A teraz pytanie do Was – czy sekcja rytmiczna Búdrýgindi kogoś Wam nie przypomina? ;)
1. Sigga-la-fó
2. Gangsta man
3. Spilling
4. Spilafíkill
5. Krabadjús á Kanarí
6. Snobbuð kelling
7. Buffuð bein í bernesósu
8. Krókudíla kúrbítur
9. Uppþornaður fíkill
10. Íslenskt indjánapönk
11. Uxabit