
Przełom października i listopada. Muzyczne święta Bożego Narodzenia. Iceland Airwaves. Pogoda nie była przerażająca, jak w ubiegłym roku, aczkolwiek zapomnieć nie pozwala, że to właśnie Islandia – bez szalika i rękawiczek wieczorem ani rusz. Za dnia koncerty odbywają się wszędzie – u fryzjera, w hostelach, kawiarniach, barach, sklepach… żyć, nie umierać, chociaż wszyscy straszą długimi kolejkami przed koncertami. Kto nie zaczynał swojej przygody na wielkich wodach muzyki islandzkiej od plakatu Airwavesa z tym milionem lokalnych zespołów…?
Chociaż główne wydarzenia festiwalu rozpoczęły się w środę, cieszyć się można było występami off-venue w przeróżnych miejscach już od poniedziałku. Oficjalny rozkład jazdy na początek tygodnia obejmował jedynie Lucky Records – mój ulubiony sklep muzyczny w Reykjavíku, będący zarazem największym w Islandii. Zakochałam się, odkąd pierwszy raz tam weszłam i zobaczyłam ścianę płyt kompaktowych, a po drugiej stronie po prostu morze winyli. Nic dziwnego, że z marszu znalazłam tam debiutancki album Búdrýgindi, którego już prawie nigdzie nie da się dostać, skoro oferują ok. 40 tysięcy przeróżnych tytułów. W Lucky Records odbywają się także koncerty. Właściwie podczas festiwalu, jeśli nie wiadomo było, dokąd iść, to należało wybierać właśnie to miejsce, bo tam zawsze króluje muzyka na dobrym poziomie. Co między innymi dobrego w Lucky Records czekało?
Adda – pianistka, która aktualnie jest singer songwriterką. Urocza dziewczyna z gitarą. Pisze piosenki głównie po to, żeby pomóc samej sobie, bo przykładowo tak ciężko jest wstać o poranku. Dobra motywacja do tworzenia indie folku, prawda? Głos Addy nieco przypomina mi Ólöf Arnalds. W uroczy sposób opowiadała o swoich utworach i nie zraziła się tym, że sklep muzyczny był niemalże pusty (wtorek, godzina 14). Adda lubi eksperymenty z grungem, więc na koniec swojego autorskiego setu zaserwowała utwór Nirvany. W grudniu ukaże się jej debiutancki album!
Ale działo się nie tylko w Lucky Records. Koncerty odbywały się również w miejscach, które na co dzień nie są do tego przygotowane. Jak na przykład bary bardziej luksusowych hoteli w Reykjavíku – Skuggabarinn w Hotelu Borg.
Poznajcie Feather & Folly! To duet islandzko-amerykański, który wykonuje głównie piosenki o tym, jak to dziewczyny nie znoszą chłopaków. Ach, ten okres dziewczęcej solidarności. Materiał pochodzi z okresu 2007-2010, kiedy to Holly i Júlía uczyły się w Nowym Jorku. Ich muzyczna przygoda została jednak przerwana przez nagły powrót Júlíi do Islandii i podczas Airwavesa nastąpiła radosna reaktywacja projektu. Muzycznie brzmią bardzo przyjemnie, akustyczny folk pop. Mroczna atmosfera Skuggabarinn, wykończonego w ciemnym drewnie, chyba tylko podkreślała dźwięki okraszone delikatnymi dziewczęcymi głosami. Holly gra na gitarze akustycznej, Júlía akompaniuje jej na różnorakim instrumentarium, które z pewnością zmieściłoby się w jej torebce. We wrześniu wydały swój materiał na kasecie!
Niedzielne wczesne popołudnie rozpoczęło się z Grúska Babúska. Idealne rozwiązanie na wszechogarniające zmęczenie festiwalowe. Jedna jedyna myśl, która wciąż krążyła wokół mojej głowy podczas występu dziewczyn – chcę być w dziecięcym pokoju z karuzelą z ptaszkami nad łóżeczkiem i słuchać tej muzyki bez końca. Lekkie, przyjemne połączenie klawiszy z fletem, gitarą akustyczną czy ukulele. Takie właśnie powinny być niedzielne popołudnia. Plus za pomysłową formę wydania debiutanckiego albumu.
Lubię, jak muzyka przypomina mi świetne chwile. Na przykład z herbatą i 5nizzą w tle. Johnny & The Rest ze swoim klimatem oscylującym w rytmicznych klimatach reggae, kłaniających się w stronę bluesa miło mnie zaskoczył. Zaraz zaraz, to islandzki projekt? A jednak! Głos wokalisty sprawił, że Skuggabarinn na chwil parę przestał być luksusowym lokalem, a stał się po prostu ciemnym, prawie zadymionym pubem. Nowy album tuż tuż!
Loji to solowy projekty gitarzysty Sudden Weather Change. W tym roku skład się nieco rozbudował i tak oto zaczynamy mówić już o zespole Loji – trio na 2 gitary i perkusję. Taka aranżacja wiele zyskuje, rozbudowuje ten alternatywny pop. Porusza odpowiednie struny, jest bardziej skomplikowana technicznie i wymagająca. W mrocznym klimacie Skuggabarinn odbiór muzyki Lojiego był znacznie lepszy (niż w otoczeniu barwnych krawatów w sklepie odzieżowym JÖR), można było skupić się porządnie na tekstach. Za każdym razem, gdy ich słyszę na żywo, są coraz lepsi. Aż zaczynam z mniejszą cierpliwością czekać na jakieś nagrania w pełnym składzie i mam nadzieję, że do czasu wydania potencjalnego albumu broda mi nie urośnie.
Iceland Airwaves to także koncerty w barach, gdzie muzyka brzmi nie tylko od święta. Jak w English Pub. A tam panował już wystrój bożonarodzeniowy, hurra! Czy nazwisko Sindri Eldon coś Wam mówi? Nie? To może lepiej, bo ciężkie jest życie dziecka sławnych rodziców. Na szczęście Sindri ze swoim szalonym długowłosym perkusistą i basistą robi na scenie to, co mu się podoba. Jak się ktoś ma inny gust, niech lepiej wyjdzie. Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że w English Pub Sindri Eldon and the Ways brzmiał totalnie po amerykańsku, z energią bardzo wczesnego Green Day. Dobry pop-punk nie jest zły.
Moje festiwalowe szaleństwo rozpoczął jak i zakończył całkiem nowy zespół z Reykjavíku. Poezja w punkowym wydaniu, czyli trio Kælan Mikla. Dziewczęta zaczęły grać razem zaledwie w tym roku, ale ujęły mnie mrocznym, szorstkim i prostym basem. Trzymam kciuki, bo dopiero scenicznie raczkują, a widać, że wkładają dużo serca w to, co robią, biorąc pod uwagę całą oprawę występów, którą skrzętnie przygotowują. Jest klimatycznie, czasem mistycznie, bywa głośno, drapieżnie, ale i dramatycznie. Czasem gargulce ożywają w nocy, zwłaszcza, kiedy basistka zabiera głos pod prawie góralskim dachem whiskey baru Dillon.
Na dziś tyle nowych odkryć, ale to dopiero początek… pobawię się w stopniowanie wspomnień dźwiękowych. To była szufladka „dobre”, „do głębszego zbadania” i „do trzymania ręki na pulsie„. Teraz może być już tylko lepiej… i najlepiej. Z ciarkami na całym ciele i gęsią skórką. Iceland Airwaves w trzech słowach: odległości, bieganie, radość.