Hania Rani – Esja

Długo zabierałem się do napisania o nowej płycie Hani Rani. A przecież utwór tytułowy – Esja towarzyszy mi o wiele dłużej niż od kwietnia, kiedy to pełna płyta ukazała się nakładem Gondwana Records. O rzeczach bliskich sercu pisze się jednak najtrudniej, a ten album jest esencją mojej miłości do muzyki…

Było lato 2016 roku, kiedy usłyszałem White Sky duetu Hania Rani i Dobrawa Czocher, który powstał we współpracy z mieszkającą w Berlinie wokalistką Clarą Schicketanz (Lilla Clara). Delikatna, a jednocześnie pełna emocji kompozycja urzekła mnie od pierwszych dźwięków. Berlin, w którym Hania studiowała odegrał zresztą ważną rolę w jej muzycznym życiu. To właśnie tam zafascynowana Islandią artystka poznała przyjaciół z Wyspy. Jednym z nich był Bergur Þorisson (Hugar). Zaoferował pomoc w nagraniu solowego materiału i zaprosił do studia w Reykjaviku. Tam też narodziła się koncepcja albumu, zawierającego wyłącznie utwory na pianino. I choć na Islandii Hania zarejestrowała tylko część materiału, to podczas pracy nad powstającymi tam niemal improwizowanymi utworami stało się dla niej jasne, że taki właśnie powinien być jej solowy debiut. Swoje właściwe miejsce znalazły więc także utwory nagrane przez Hanię w jej warszawskim mieszkaniu, we współpracy z Piotrem Wieczorkiem, reżyserem dźwięku, z którym pracowała przy okazji innych muzycznych projektów (m.in. tęskno).

Tytuł albumu brzmi bardzo islandzko, choć artystka ucieka od wskazywania konkretnych inspiracji. Wyspę, którą odwiedzała już wcześniej wspomina natomiast bardzo ciepło, przede wszystkim ze względu na niesamowicie twórczą atmosferę pracy w studio i niezliczone spotkania artystyczne. Bo choć Esja to nazwa łańcucha górskiego w pobliżu Reykjaviku, tu stanowi pewną metaforę. Podobnie jak muzyka (czy szerzej – sztuka) każdego dnia przynosi inne wrażenia, zmienia się, pozwala spoglądać z innej perspektywy i dostrzegać nowe piękno. Islandia to jedno z najdzikszych i najpiękniejszych miejsc na świecie. Znam jeszcze jedno miejsce, w którym na długo przed wyjazdem na Wyspę sam szukałem podobnego klimatu i wrażeń. Bieszczady. One też znajdują się na drugim końcu niesamowicie szerokiego wachlarza inspiracji Hani Rani. Dla niej to coś więcej niż miejsce, to przestrzeń twórcza. Artystka współorganizuje odbywający się tam festiwal Tchnienia, a na Esji bieszczadzki ślad znajdziecie w utworze Biesy.

Znacie więc już dwa geograficzne bieguny albumu Hani Rani, dla mnie bardzo istotne. Tysiące kilometrów między nimi wypełniają inne ważne miejsca – Gdańsk, Warszawa, Berlin. Ale to nie one przesądzają o wartości tej płyty. Jej magia tkwi w naturalności, brzmieniu, w pewnym sensie prostocie – czyli w tym wszystkim, co wpływa na klimat płynący z głośników i co tworzy jakąś szczególną atmosferę wokół. Bez względu na to, w jakim miejscu i czasie przyjdzie słuchać Esji. Nie mam wykształcenia muzycznego, nie odbieram i nie czytam muzyki warsztatowo czy teoretycznie, co przy próbie pisania o dźwiękach wyrastających z klasycznej pianistyki może stanowić pewien problem. Mam za to słuch i wrażliwość. Muzykę odbieram poprzez wrażenia. A tych Hania Rani dostarcza całe mnóstwo.

Esja nie ma słabych momentów. Zmiany tempa, nastroju, kontrasty sprawiają, że mimo pewnej monotonii pianina (tylko jeden utwór – Today It Came został nagrany na fortepianie, należącym zresztą do Ólafura Arnaldsa) każdy kolejny utwór brzmi świeżo. To niezwykle trudne zadanie – nie tyle przyciągnąć uwagę, co zatrzymać słuchacza, utrzymać przez kilkadziesiąt minut w skupieniu, dysponując jedynie siłą klawiatury pianina. W przypadku Hani ta siła jest jednak ogromna, zwłaszcza, kiedy weźmiemy pod uwagę tak młody wiek artystki i fakt, że pierwszy raz stanęła w świetle reflektorów zupełnie sama. Dla mnie osobiście, co przyznaję z wielką radością, dodatkową wartością tej płyty jest fakt, że w przedziwny sposób łączy pokolenia. To jeden z tych albumów, których słucham z dziećmi, a moja 5-letnia córka uwielbia przy nim tańczyć. Cieszy mnie to tym bardziej, że w muzyce Hani słychać bardzo wiele. To niestrudzona poszukiwaczka dźwięków o bardzo szerokich horyzontach. Kiedy jakiś czas temu, specjalnie dla muzykaislandzka.pl zgodziła się opowiedzieć o swoich muzycznych odkryciach (2017 rok), na jej długiej liście znalazło się mnóstwo fantastycznych artystów – od Gidge i JFDR, po Joepa Bevinga, Murcof, New Rome czy Portico Quartet. Jak się zresztą okazało, z ostatnim z wymienionych zespołów rok później później połączyła Hanię Rani wytwórnia płytowa, a ze wspomnianym wcześniej Ólafurem Arnaldsem wspólne występy. Hania supportowała bowiem Islandczyka podczas jego polskiej trasy koncertowej.

Dziś, dokładnie w czasie, kiedy piszę o jej płycie, Rani przemierza Europę z własnymi koncertami. Jestem przekonany, że publiczność pokocha jej muzykę. Że tak jak ja, usłyszy w Esji tę specyficzną polską melancholię, dostrzeże ślady opuszczonych bieszczadzkich wsi, dziczejących pól i sadów. Poczuje nie tylko ciepło letniego wieczoru w warszawskim Jazdowie czy chłodny wiatr znad Bałtyku, ale i przestrzeń islandzkiego interioru. Zobaczy w oddali pokryte rdzą dachy farm, porzuconych gdzieś na końcu świata i ukrytych ludzi, chowających się wśród pól lawy. Ale ponad tym wszystkim zauważy i doceni talent, jakim niewątpliwie obdarzona jest Hania Raniszewska.  

http://haniarani.com/

Written By
More from Bartek Wilk
Specjalny wywiad z Árstíðir z okazji premiery albumu Hvel
Album Hvel jest w sprzedaży od 6 marca, ale jego promocję zespół...
Read More
0 replies on “Hania Rani – Esja”