The Ghost Choir (recenzja albumu)

The Ghost Choir to płyta po stokroć mroczna. Śmiem nawet twierdzić, że to najmroczniejsza mieszanka jazzu, krautrocka i elektroniki, jaka kiedykolwiek pojawiła się na Islandii. Do tego zagrana w całości na żywo przez niesamowitą piątkę artystów. Efektem tego przedziwnego połączenia jest porywająca, hipnotyzująca muzyka, oparta na improwizacji, niesamowitym smaku i warsztacie. Czysta (a raczej mroczna) przyjemność!

The Ghost Choir to płyta po stokroć mroczna. Śmiem nawet twierdzić, że to najmroczniejsza mieszanka jazzu, krautrocka i elektroniki, jaka kiedykolwiek pojawiła się na Islandii. Do tego zagrana w całości na żywo przez niesamowitą piątkę artystów. Efektem tego przedziwnego połączenia jest porywająca, hipnotyzująca muzyka, oparta na improwizacji, niesamowitym smaku i warsztacie. Czysta (a raczej mroczna) przyjemność!

No ale po kolei. The Ghost Choir wydali swoją płytę bez szumnych zapowiedzi. Jedyna promocja tego wyjątkowego albumu to dwa koncerty – pierwszy z nich odbył się wczoraj, drugi zaplanowany jest na dzisiejszy wieczór. Miejscem obu wydarzeń jest Mengi w Reykjaviku. Choć grupa jest dość enigmatyczna i ewidentnie unika rozgłosu, to jednak jej skład robi wrażenie! Hálfdán Árnason (Himbrimi, Legend, Horrible Youth) na basie, Magnús Trygvason Eliassen (ADHD, Amiina, Moses Hightower) na perkusji, Pétur Hallgrímsson (John Grant, Lhooq) na gitarze, Hannes Helgason (Samúel Jón Samúelsson Big Band) i Jóhannes Birgir Pálmason (Epic Rain, Hvörf) na instrumentach klawiszowych i elektronice. Mamy więc do czynienia z prawdziwymi weteranami islandzkiej sceny. Mało tego, ich muzyczne horyzonty są przeogromne – od hip-hopu przez jazz, funk, rock, po muzykę popową. Można powiedzieć, że pokrywają niemal całą rozpiętość gatunkową muzycznej Islandii.

The Ghost Choir – idea

Grupa powstała w 2018 roku za sprawą Jóhannesa. To on rozglądał się za muzykami, z którymi mógłby stworzyć nowy, eksperymentalny i instrumentalny projekt. Nie chodziło jednak o coś jednorazowego. Jóhannes chciał powołać do życia prawdziwy zespół, oparty na porozumieniu artystycznym, ale też na relacjach osobistych, partnerstwie, wzajemnym zrozumieniu. To miała być podróż, której cel dopiero miał się ujawnić, bez presji, wyznaczonego kierunku, wskazówek. Stworzony wspólnie organizm miał rozpocząć proces twórczy podczas wspólnych prób i sesji nagraniowych. Tak właśnie powstał album The Ghost Choir, który wydany został 22 lutego 2020 r.

The Ghost Choir – album

To płyta oparta na delikatnych zapętlonych szkicach, które stały się dla zespołu bazą do improwizacji. U podstawy każdego z ośmiu utworów leżą bowiem krótkie zloopowane sample (elektronika, szumy, nagrania terenowe). To na nich zbudowane zostały kompozycje, które wypełniają instrumenty klawiszowe – w przeróżnych i przedziwnych brzmieniach, pulsujący bas, klimatyczna gitara i niezwykłe, momentami bardzo rozbudowane i złożone partie perkusyjne. Członkowie grupy inspirowali się wzajemnie, a w swoich improwizacjach wielokrotnie przesuwali granice muzycznych gatunków, wkraczając na nieznane terytoria.

Dzięki tym zawiłym i krętym drogom muzycznych eksploracji The Ghost Choir stworzyli album o przedziwnym brzmieniu, niesamowitej – również mrocznej, ale nie wyłącznie! – atmosferze. Nie usłyszycie tu choćby śladu wokali. Historię zapisaną przez The Ghost Choir odczytać można jedynie z nazw poszczególnych utworów. W kolejnych rozdziałach tej klimatycznej opowieści nie dziwią więc „Znikający autostopowicz”, „Facet w szarościach”, „Kręte schody”, „Obserwator”, „Zamordowany handlarz” (to jedyny, krótki wyjątek jeśli chodzi o ludzki głos, choć nie jestem pewien czy jest on ludzki), Hoia Baciu (nazwa najbardziej nawiedzonego na świecie lasu, znajdującego się w Rumunii), William Mumbler (autor pierwszej fotografii ukazującej ducha) czy kończący całość „Niespodziewany gość”.

Muszę przyznać, że sama idea budowania koncepcji zespołu i twórczości opartej na wspólnym eksperymentowaniu, bez wyraźnego lidera i kierunku jest mi niezwykle bliska. Dziś to jednak dość rzadki przypadek. Tym bardziej płyta i grupa zyskują w moich oczach. Zatem, jeśli lubicie się bać, będziecie zachwyceni. Jeśli jednak mroczne tytuły utworów trochę Was wystarszyły – nie odpuszczajcie. Warto sięgnąć po ten album, bo to płyta wyjątkowa, totalnie wciągająca i kompletnie inna od tego, do czego przyzwyczaiły nas islandzkie wydawnictwa.

Posłuchaj The Ghost Choir na SPOTIFY.

Written By
More from Bartek Wilk
KONKURS: do wygrania bilety na wrocławski koncert Múm
3 października we wrocławskim klubie Alibi wystąpi jeden z najbardziej rozpoznawalnych islandzkich...
Read More
0 replies on “The Ghost Choir (recenzja albumu)”