Árstíðir – tuż przed koncertem w Sólheimar (wywiad)

Rozmowa z Ragnarem Ólafssonem (Árstíðir) - o globalnej misji artysty, koncercie podczas nocy polarnej, w miejscu, gdzie ciągle stoi pomnik Lenina, wadach i zaletach Polski, surowej materii w branży muzycznej oraz wszystkim tym, co akurat grało mu w duszy.

Rozmowa z Ragnarem Ólafssonem – o globalnej misji artysty, koncercie podczas nocy polarnej, w miejscu, gdzie ciągle stoi pomnik Lenina, wadach i zaletach Polski, surowej materii w branży muzycznej oraz wszystkim tym, co akurat grało mu w duszy.

Co skłoniło Was, żeby wystąpić w Sólheimar?

Odezwali się do nas zarządzający eko-wioską, proponując przyjazd i udzielenie koncertu w tym pięknym miejscu, w tym kościele. Napisali do nas po prostu na Facebooku i zapytali się czy chcemy wystąpić i powiedzieliśmy „tak”. Osobiście nie grałem jeszcze tutaj, ale Daniel, gitarzysta występował tutaj wcześniej z innym projektem muzycznym i wypowiadał się bardzo ciepło o całej organizacji Sólheimar, więc od początku wiedzieliśmy, że chcemy tutaj zagrać. Również ważne jest to, że zarezerwowaliśmy termin zaraz przed Covid i nie wiedzieliśmy jak sytuacja będzie się klarować. To świetne uczucie, że będzie mogli znów zaraz zagrać na żywo. W ostatnią środę Árstíðir zagrał w Cafe Rosenberg po raz pierwszy w tym roku. To była duża przerwa pomiędzy koncertami ale zespół spotyka się co tydzień w studio nagrań i nagrywamy nowy album. Mimo, że nie koncertowaliśmy i tak spędzaliśmy z sobą dużo czasu pracując nad naszym 7 studyjnym albumem.

Ostatni album Nivalis wydaliście w 2018 roku a przecież fani czekają ! Uchyl proszę rąbka tajemnicy, czego możemy się spodziewać i co nas może zaskoczyć?

Dokładnie jeszcze nie wiemy jak będzie to finalnie brzmieć. Nasz plan na ten moment to napisać 30-40 piosenek i wybrać 12 najlepszych na album. Jesteśmy obecnie w połowie drogi, bo mamy nagrane w studio 16 utworów. Proces tworzenia wygląda tak, że nagrywamy wszystko co możemy, a smyczki zostaną wplecione w całość na końcu bo musimy zapraszać do tego muzyków z zewnątrz, co oczywiście wiąże się z kosztami.  Kiedy już będziemy pewni, które utwory znajdą się w albumie wtedy dogramy prawdziwe smyczki. Na obecny moment wykorzystujemy do tego syntezator.

Teraz ponownie gracie w trójkę. Czy nie brakuje Ci dźwięku wiolonczeli?

Oczywiście, ale musisz pamiętać, że kiedy ten zespół powstał w 2008 r była nas tylko trójka. Właśnie to, co dziś usłyszysz na koncercie w pewnym sensie jest rdzeniem całości. Dopiero z czasem, kiedy grałem razem z Danielem i Gunnarem zaczęliśmy wplatać smyczki i nawet dziś sygnaturą Árstíđir są harmonie wokalne oraz smyczki. Z tego powodu, kiedy jesteśmy w trasie koncertowej zawsze jest muzyk ze smyczkami. Myślę jednak, że również interesujące jest słuchanie tych piosenek w innej aranżacji. Na przykład, kiedy słuchasz Nivalis jest tam dużo elektroniki, bębnów i smyczków. Dziś będziemy grali też utwory z tej płyty ale bez tych dodatków. Wszystko będzie pierwotne, a to dlatego, że wierzymy, że jeżeli piosenka jest dobra, można ją zaaranżować na wiele sposobów. Mamy nadzieje, że nasi słuchacze będą mogli doświadczyć całkowicie innych brzmień.

Macie już tytuł na nowy album?

Jeszcze nie, ale będzie to kontynuacja Nivalis z dźwiękami z syntezatorów, które połączymy z instrumentami akustycznymi i oczywiście naszymi głosami. W pewnym sensie będzie to nowy Árstíđir  pomiędzy elektroniką a akustyką.

Czy już w ciągu dwóch-trzech miesięcy będziemy mogli się raczyć nowym albumem?

Niestety na to trzeba będzie poczekać do przyszłego roku. Jedna sprawa to dokończenie nagrywania w studio na przełomie września i października, a następnie trzeba przygotować ukazanie się albumu i to zajmie kilka miesięcy. Więc nowy album zapewne ukaże się na wiosnę 2021, ale singiel będzie można usłyszeć już w tym roku.

Czy ten singiel będzie od razu razem z obrazem? Czytałem, że dostaliście odznaczenie za teledysk na Independent Music Awards.

To prawda. Entangled został odznaczony jako teledysk roku w kategorii najlepsza narracja.

To bardzo miła i zaskakująca nagroda, zwłaszcza jeżeli zobaczysz kto zasiadał w jury. Dużo z tych osób to nasi osobiści tytani muzyczni jak Tom Waits, Robert Smith  z The Cure, Beth Gibbons z Portishead – dużo ich słuchałem kiedy byłem młodszy. Inne osoby w jury to Coolio raper, Ziggy Marley syn Boba Marleya,  Dee Snider  z Twisted Sister i to również jest dla mnie świetna wiadomość bo wychowałem się rock and rollu. No i oczywiście Joe Satriani, który jest jednym z najlepszych gitarzystów wszech czasów.

Gdy tylko zamknę oczy, to w wyobraźni, widzę spotkanie takich osobistości w jednym pokoju, które siedzą i oglądają teledysk muzyczny Árstíđir. Tom Waits mówi swoim charakterystycznym głosem „ yeah, yeah that’s good”, na co  Coolio odpowiada „That’s the shit” (śmiech). Może nie rozmawiają w ten sposób prywatnie ale to dobre uczucie wiedząc, że twoi bohaterowie muzyczni przyglądają się twojej sztuce.

Odnoszę czasami wrażenie, że wszystko w sztuce, a w szczególności w muzyce zostało już stworzone i ciężko jest zrobić coś nowego i zaskakującego. Jednak co chwilę powstają nowe zespoły, tworzone są utwory które inspirują, odkrywają coś na nowo albo po prostu są – wpływając na słuchaczy. Jak Árstíđir pracuje nad materiałem? Często eksperymentujecie we własnym sosie czy czerpiecie inspirację z zewnątrz?

Każda piosenka jest inna. To jest jak z życiem – idziesz przez nie i jesteś jak gąbka.

Wszystko czego doświadczasz, wszyscy ludzie, których spotykasz wszystko co czujesz, przeżywasz i miejsca które poznajesz w pewien sposób odciskają się na Tobie zostawiając ślad na duszy. Właśnie to staje się surową bazą dla muzyki, więc kiedy tworzysz melodię masz jakieś pierwotne uczucie albo myśl. U mnie wszystko, co tworzę opiera się na emocjach.

Emocje, które są jak wzór nas samych.

Tak, jak odwrócony tatuaż.

A propos tatuaży, widzę że masz nowy tatuaż na przedramieniu.

Tak, to jest okładka pierwszego albumu mojego zespołu Ask The Slave. Byłem z tym zespołem związany przed Árstíđir. Dlatego też, jestem ciągle nazywany Raggislave, bo ludzie pamiętają mnie  jako wokalistę Ask The Slave zanim zostałem kolesiem z Árstíđir.

Wspomniałeś, że wokalne harmonie stały się podwaliną dla zespołu. Jak rozumiem na nowym albumie będzie też rozwijać tą sferę?

Tak, na pewno. Jednym z powodów dla których Gunnar, Daniel i ja zaczęliśmy razem śpiewać właśnie było to, że lubiliśmy wokalne harmonie. Od początku wiedzieliśmy, że to jest nasza wspólna cecha i właśnie to chcemy rozwijać w szczególności, zwłaszcza, że wtedy nikt tego nie robił na Islandii w tamtym czasie. To nas połączyło. Dzięki szerokim rejestrom wokalnym mogliśmy stworzyć te harmonie, które się stały naszym wzorem rozpoznawalnym.

A co z tekstami ? Jak pisze się tekst piosenki w języku w którym słowo „ogon” ma wiele znaczeń  – inna nazwa na ogon konia, inna na ogon, ryby, owcy itd. Czy wykorzystujecie w swoich tekstach też zapożyczenia z staroislandzkiego?

Tak. Język islandzki daje możliwość odwoływania się i poszerzenie znaczenia o wiele konotacji. Obecnie mówię w 4 językach i uczę się polskiego. Każdy język ma swój własny wzór, paletę i możliwości. Zauważyłem,  że w języku polskim często stosowane są gierki słowne i język naturalnie zachęca do tej zabawy ze słowotwórstwem. Inne języki dają inne możliwości. Kiedy piszemy po islandzku, lubimy upikantnić tekst staroislandzkimi słowami ,które potęgują wszystko. Może to być w pewien sposób przeciwne do islandzkich raperów, którzy reprezentują nowy styl języka islandzkiego – bardziej slangowy. My tego nie robimy. Podziwiam raperów za to, że tworzą po islandzku a nie po angielsku. Jedyne co należy pamiętać to, że islandzkim posługuje się tylko około 300.000 osób. Jeżeli młode pokolenie będzie do siebie rozmawiało tylko w slangu lub po angielsku język islandzki może w przyszłości zatracić się. Dlatego ciesze się, że najbardziej popularnym językiem dla raperów na islandii jest wciąż islandzki. Natomiast ponieważ Árstíðir posługuje się starym słownictwem i językiem nadaje to tekstom brzmienia folkowego, mimo że przecież nie tworzymy muzyki typowo folkowej. Czasami używamy słów, wyrażeń lub nawet tonacji i innych muzycznych trików, które tylko przybliżają nas do tradycyjnej muzyki islandzkiej.

To najpierw jest tekst czy muzyka?

To zależy od każdego z nas indywidualnie. Na przykład Gunnar pisze tekst pod już istniejącą  muzykę. Ja piszę tekst i muzykę naraz a Daniel zaczyna od akordów gitarowych i na tym buduje teksty. Każdy z nas ma inny sposób na pisanie.

Czy możesz mi coś więcej opowiedzieć o utworze „Himinhvel”. Czy dobrze go tłumaczę jako „sferę”?

Tak, lub jako kopułę. Na przykład dziś, kiedy popatrzysz się na niebo zobaczysz piękną niebieską kopułę. Wyobraź sobie, że ta kopuła otacza nas z każdej strony i to jest właśnie Himinhvel. Jest to właśnie staroislandzkie słowo na określenie kopuły nieba.

Czy odnosisz też wrażenie, że zazwyczaj najpiękniejsze i najbardziej oddziaływające utwory są zazwyczaj smutne ? Może to tylko iluzja częściej używanych molowych tonacji? 

Ciężko być wrażliwym kiedy tylko tworzysz w kluczu durowym. To całkowicie inne uczucie i inny sam w sobie cel. Árstíðir nie był nigdy rozrywkowym zespołem. Od początku skupialiśmy się na przedstawianiu skomplikowanych uczuć i dzięki temu można stworzyć wiele warstw. Te melancholijne powodują, że łzy się cisną pod powieki. Mam dlatego wrażenie, że serce przemawia częściej właśnie w kluczu molowym, może dlatego to jest piękne… a klucz durowy to jest to co robi Cię szczęśliwym. Odnosząc się do naszego nowego albumu, właśnie wydaje mi się, że będzie miał delikatniejszą, jaśniejszą i bardziej wesołą barwę. Mniej ciężka w porównaniu do poprzednich.

Podziel się proszę z nami bardzo subiektywnym odczuciem tzw. gęsią skórką. Słuchając jakich zespołów ostatnio tego doświadczyłeś?

Właśnie kiedy jechaliśmy na koncert w samochodzie słuchaliśmy norweskiej śpiewaczki Susanne Sundfør – z Danielem jesteśmy jej wielkimi fanami. Słuchamy bardzo szerokiej palety muzycznej i każdy z nas słucha innych zespołów. Ja na przykład dostaję energetycznego kopa słuchając zespołów typowo rock and roll’owych ale to nie tyczy się Gunnara i Daniela. Mówiąc między nami to myślę, że mamy różne gusta muzyczne i właśnie to sprawia, że muzyka, którą tworzymy wspólnie jest bardziej interesująca. Jednak jest ktoś kogo słuchamy z chęcią w trójkę to Anne Brun. Susanne i Anne są Norweżkami, więc chyba jest w norweskich kobiecych głosach coś, co powoduje u nas gęsią skórkę.

Widziałem w Rejkiawiku piękny mural przedstawiający pióro ptasie gdzie promieniami pióra są pojedyncze dzikie ptaki. Moje pierwsze skojarzenie to było Árstíđir ! Zresztą trudno nie zauważyć ptasiej konotacji na okładkach Waszych albumów. Powiedz mi najpierw czy mieliście coś wspólnego z tym muralem?

Nie, ale tak jak zauważyłeś stosujemy ptasie motywy i jest na to bardzo proste wytłumaczenie.

Nazwa zespołu to Árstíðir co oznacza sezony – pory roku. Najprostszym sposobem w jaki Islandczycy mogą określić porę roku to właśnie obserwacja ptaków. Są ptaki, które zostają na Islandii i zmieniają kolor piór. Inne migrują i powracają na lato. Tak więc ptaki na islandii są metaforą zmieniających się sezonów.  Nazywając zespół Árstíðir po prostu musieliśmy użyć symbolu ptactwa i piór.

Może to dobra okazja, żeby zapytać się o kanały promocji. Wiem, że działaliście na Kickstarterze a jak teraz promujecie zespół?

Musimy wciąż zdecydować jak sfinansujemy następny album. Rozważamy wiele różnych opcji i jedną z nich jest ponownie crowdfunding, który jest nie tylko świetny, bo oczywiście otrzymujesz pieniądze ale dodatkowo łączy Cię z słuchaczami. Masz z nimi kontakt i wchodzisz w interakcje. Na przykład 5 lat temu na Kickstarterze otrzymalismy masę feedbacku od fanów. Pojechałem zatem z moim ojcem, który jest profesorem Geologi pod Eyjafjallajökull, gdzie zebraliśmy czystą tefrę czyli popiół rdzeniowy. Istnieją dwa rodzaje popiołów – jeden lekki, który porywa wiatr a drugi, ciężki opada obok wulkanu. To właśnie ten wykopaliśmy i został certyfikowany przez mojego ojca. Podarowaliśmy tę tefrę w małych fiolkach naszym fanom i odbiło to się bardzo pozytywnym echem. Przesyłali nam zdjęcia z podziękowaniami jak bardzo doceniają ten unikatowy, islandzki prezent. Zazwyczaj, kiedy gramy w Europie widzimy naszych fanów noszących naszyjniki zrobione z buteleczek z popiołem, który im wręczyliśmy. Bardzo nas to raduje.

Odnoszę trochę wrażenie, że Árstíðir potrafi zagrać na tzw. czułej strunie wielu ludzi a może nawet mas. Kojarzy mi się to z zespołem Prodigy kiedy na ich koncertach była taka sama ilość osób w adidasach i glanach a jak to wygląda na Waszych koncertach?

To dobre pytanie. Mamy bardzo zróżnicowaną publiczność; młode dziewczyny, starych mężczyzn i wszystko pośrodku. Zazwyczaj na każdym koncercie jest kilka osób z długimi włosami ubranych na czarno. Początkowo nas zdziwiło to, że na nasze koncerty przychodzi tak wiele różnych ludzi z zróżnicowanych grup społecznych i subkulturowych. Tak jak powiedziałeś, dużo osób jest w obuwiu sportowym ale też i w glanach i właśnie ta konotacja jest  interesująca. Od początku Árstíðir był popularny w kręgach muzyki metalowej. Może dlatego, że w naszych utworach też jest dramat i ciemność. Nie ma gitar elektrycznych ale mrok istnieje.

Wiem, że koncertowaliście w ponad 30 krajach. Każde miejsce to inna kultura, podłoże historyczne i emocjonalne. Co zabieracie z sobą z tych podróży? 

Myślę, że podróż sama w sobie jest najlepszym tym, co każdy z nas może doświadczyć i zapamiętać. Podróżowanie robi z Ciebie lepszego człowieka. Poznajesz ludzi, kulturę i z każdym nowy miejscem stajesz się bogatszy bo rozumiesz, że wszyscy naprawdę jesteśmy tacy sami, niezależnie od drobnych różnic dzielących nas. Myślę, że im więcej podróżujesz tym bardziej doceniasz ludzi i ich kulturę. Teraz niestety żyjemy w czasach gdzie widać rasizm i ignorancję. Jakby ludzie podróżowali, padły by te barykady. Poznawanie ludzi jest kluczowe do bycia lepszym człowiekiem, bardziej świadomym.

To takie proste i piękne co powiedziałeś. Czy podczas tych podróży macie czas na typowe zwiedzanie ? Chociaż jakąś rzeźbę, czy jesteście jak kierowca ciężarówki przejeżdżający z punktu A do B.

Nasza podróż opiera się na długim przemieszczaniu więc zazwyczaj nie mamy czasu na zwiedzanie. Zdarzają się momenty, że mamy kilka godzin, podczas których możemy wyskoczyć i zobaczyć z grubsza jakieś miejsce. Czasami nawet mamy cały dzień wolny. Zazwyczaj przez kilka godzin po koncercie poznajemy ludzi. Wiec nie widzimy wielu rzeźb ale to co doświadczamy z nimi jest cenniejsze.

W grudniu 2019 graliście w Czechach w starym kościele podobno o niesamowitej akustyce. Powiedz mi jakie było najbardziej interesujące lub niezwykłe miejsce, w którym daliście koncert.

Graliśmy w wielu interesujących miejscach; teatry, kluby, bary rockowe, hale koncertowe…

To opisz proszę jakieś najbardziej specyficzne.

Pierwsze co przychodzi mi do głowy, to kiedy polecieliśmy na Svalbard. To najbardziej wysunięte na północ miejsce w którym mieszkają ludzie. Byliśmy zaproszeni na The Polar Jazz Festival a ponieważ Jazz to bardzo szerokie pojęcie, to też wiele rożnych obszarów muzycznych można w nim pomieścić. W tym okresie mieliśmy rosyjskiego menadżera, który zabrał nas do Barentsburga. Miasto zamieszkują głównie Rosjanie i większość pracuje w kopalni węgla. Zresztą sama podróż do miasta była interesująca bo udaliśmy się bezpośrednio do hangaru skąd helikopter zabrał nas oraz cały sprzęt muzyczny. Podczas nocy polarnej w absolutnej ciemności i przy -30 stopniach Celsjusza polecieliśmy zagrać koncert dla górników kopalni. Burmistrz miasta wydał wielkie przyjęcie w rosyjskim stylu czyli dużo pysznego jedzenia i dużo dobrej wódki. To są właśnie takie historie kiedy doceniasz to, że jesteś muzykiem… a właśnie kiedy byliśmy w Brantsburgu mieliśmy czas na zwiedzanie i widzieliśmy ciągle stojący pomnik Leninia na środku placu miejskiego. To tak w temacie rzeźb i monumentów.

Przed wywiadem powiedziałeś mi, że uczysz się języka polskiego. Dlaczego?

Mam dużo przyjaciół w Polsce. Chciałbym się z nimi częściej spotykać i jeszcze lepiej porozumiewać ale język polski jest naprawdę bardzo, bardzo trudny do nauki.

Z mojej perspektywy to samo mogę powiedzieć o islandzkim a ile razy byłeś w Polsce?

Jeżeli chodzi o solowy mój projekt to byłem  8 razy przez ostatnie trzy lata, ale z Árstíðir również koncertowaliśmy tam… więc może łącznie będzie tego z 13-14 wizyt.

To może dalej o Polsce. Powiedz mi tak szczerze: co Ci się podoba i co Ci się w Polsce nie podoba? Obiecuję, że nie będę gryzł (śmiech).

Najbardziej lubię w Polsce to, że to dobry grunt dla sztuki i występów. Wiem, że nie zawsze tak było ale Polacy uwielbiają koncerty dlatego bardzo łatwo jest planować trasę koncertową – wiemy, że nawet w środku tygodnia będziemy mieli dużo publiczności. Dodatkowo uwielbiam grać dla polskiej publiczności bo najważniejsze dla muzyka jest to kiedy czuje feedback.  Natomiast najgorsze jest, kiedy publiczność rozmawia podczas koncertu albo nie przywiązuje uwagi do tego co się dzieje na scenie. Dlatego publiczność islandzka może być wymagająca – nie pokazują emocji, zresztą to nie tylko Islandczycy, ale generalnie nordyckie społeczności. Dlatego lubię grać dla Polaków, bo podczas koncertu widzę, że muzyka naprawdę im się podobała, a po każdym koncercie unoszę się kilka centymetrów nad ziemią.

Natomiast to co mi się w Polsce nie podoba to polityka. Uważam, że politycy idą w złą stronę. Inna sprawa to rasizm i homofobia. Co prawda osobiście tego nie widziałem bo ludzie, którzy przychodzą na nasze koncerty mają otwarte głowy i serca, ale słyszałem, że jest to problem w Polsce. Chciałbym, żeby na nasze koncerty przychodzili wszyscy, niezależnie od poglądów.  To co dla nas ważne jest, jako dla muzyków to, żeby na występy przychodziła zróżnicowana publika. Kiedy ludzie z sobą nie rozmawiają to nie rozumieją się i są do siebie wrogo nastawieni. Dlatego najlepiej umieścić wszystkich w jednym pomieszczeniu, dać im do ręki piwo, zagrać dobrą muzykę i to pomoże przełamać lody.  Jedną z rzeczy, którą uwielbiam w mojej profesji jest to, że mimo iż nie jestem politycznie aktywny moim sposobem by choć trochę ulepszać ten świat każdego dnia jest granie i tworzenie dla wszystkich ludzi.

Muzyka łączy ludzi.

Dokładnie tak jak Nokia (śmiech).

Mówi się, że wódka też łączy ludzi. Wspominałeś rosyjską a co sądzisz o polskiej?

Oczywiście najlepsza na świecie (śmiech). Zwłaszcza lubię Żubrówkę z źdźbłem trawy w środku ale dobrze zmrożony Stock też ma wiele zalet. Jeszcze a propos Polski to wszystkim moim znajomym z całego świata opowiadam, że dopóki nie pójdą na polskie wesele, to nie wiedzą co to znaczy imprezować. Bo to jest dopiero prawdziwa zabawa. (śmiech). Zresztą nawet po koncertach Árstíðir jesteśmy często zapraszani na imprezy i to są zawsze miłe chwile.

Byłem na koncercie w Krakowie w klubie Kwadrat gdzie graliście razem z Sólstafir i Myrkur. I tak się zastanawiam czy możesz przytoczyć jakąś historię z podróży, bo z tego co wiem to była długa trasa koncertowa, trzy zespoły, dużo ludzi…

Tak, tak… na tej trasie koncertowej wynajęliśmy prawdziwą sypialnię na kółkach – autobus dwupoziomowy i to jest świetne przeżycie. Jeden autobus, 18 osób czyli trzy zespoły z obsługą techniczną, menadżerem trasy i kierowcą. Trasa trwała 5 tygodni i byliśmy ze sobą zazwyczaj 24h/dobę. Naturalnie stworzyliśmy coś na wzór małej społeczności.

24 godziny na dobę na małej przestrzeni z artystami. Widzę od razu wady i zalety.

Oczywiście ale głównie zalety. Zwłaszcza pomiędzy Árstíðir i Sólstafir – przede wszystkim jesteśmy Islandczykami, znamy się już od dawna. Dodatkowo w autobusie, za kulisami albo po koncercie, ciągle razem czyli: rozmowa, rozmowa i jeszcze raz rozmowa. I to jest piękne.

Jeżeli chodzi o wady to trzeba przewartościować należy swoje priorytety. W takim autobusie nie ma wiele prywatności i kiedy będziesz myślał tylko o sobie szybko będziesz postrzegany jako egoista. Na przykład nie możesz robić imprezy i głośno się zachowywać kiedy inni chcą spać. Jest tylko jedna łazienka i jedna kuchnia więc musisz szanować również wspólną przestrzeń. Reasumując wszystkie wady i zalety uważam, że jednak jest o wiele więcej zalet. Po takiej trasie wszyscy się lepiej poznają i zbliżają do siebie. Na do widzenia są objęcia i ocieranie łez. Potem kiedy wracasz do domu, zwykłego życia brakuje tego przemieszczania, poznawania i tworzenia tych więzi międzyludzkich …

W wywiadzie z 2015 roku dla muzykaislandzka.pl Klementyna i Anna zadały Wam pytanie, gdzie widzicie siebie za 5 lat. Przypomnę, że odpowiedzi, których udzieliliście, jako miejsca, to Indie i Japonia. Natomiast wspomniałeś również, że chciałbyś w pełni żyć z muzyki, ponieważ zespół jest jak mała firma. Czy udało Ci się osiągnąć cel ?

Jeszcze nie… każda firma na początku wymaga wkładu własnego, w przypadku zespołów może to być pierwszych kilka lat, podczas których tylko doinwestowujesz pieniądze, energię i czas. Mimo że, zrobiliśmy 6 albumów i tyle tras koncertowych ile mogliśmy, ciągle nie zarabiamy jako Árstíðir. Wszystkie pieniądze, które zebraliśmy na działalności muzycznej z powrotem wracają do zespołu by finansować następne sesje w studio, bilety lotnicze itd. Wciąż jest przed nami daleka droga na szczyt… Jeżeli bylibyśmy w tym wszystkim tylko dla pieniędzy zrezygnowalibyśmy już 8 lat temu i tak właśnie kończy swój żywot wiele zespołów. Stworzą jeden, dwa albumy z których nie ma żadnych wpływów więc mówią „pieprzyć to” i przechodzą do czegoś innego.  Wciąż wierzę w to, że jak za 5 lat zadasz mi ponownie to pytanie, będę mógł powiedzieć „tak, osiągnąłem ten cel”.

Jeżeli to nie jest tajemnicą powiedz zatem z czego żyjecie ?

Ja z mojego solowego projektu, więc na życie zarabiam pisząc, komponując i nagrywając muzykę. To nie jest wiele pieniędzy, ale też wiele nie potrzebuję. Natomiast Daniel jest inżynierem a Gunnar prawnikiem.

… i łączą to z muzyką. Frábær !

Musisz poświęcić wiele swojego czasu by spotykać się razem, pracować nad materiałem, nagrywać go a potem pojechać w trasę nawet na kilka miesięcy, daleko od swoich rodzin i bliskich. Wiec bycie w zespole to duże poświecenie. Kiedy podsumujesz wady i zalety to doceniasz to, że w przypadku bycia muzykiem najfajniejsze są te momenty, których normalnie ludzie nie doświadczają w swoich pracach, jak na przykład picie wódki z burmistrzem Barentsburgu na Svalbardzie.

Przede wszystkim uwielbiamy muzykować i cieszymy się, że ludzie też lubią to co robimy.

Jakie plany zatem na kolejne 5 lat oprócz powodzenia finansowego czyli płaszczyzna zespół-firma.

Będę ciągle tworzył, eksperymentował z muzyką i mam nadzieję, że coraz więcej osób jej będzie mogło doświadczyć bo przecież kiedy tworzysz muzykę to najważniejsze jest, żeby jak najwięcej osób ją usłyszało. Może pochwycą ją również jakieś osobistości albo dobre dusze, które zechcą wspomóc Árstíðir… bo po prostu nie można grać wiecznie za darmo.

Na zakończenie, powiedz proszę jedno – dwa zdania jakie chcesz dziś, w tym momencie przekazać fanom Árstíðir.

Bądźcie wdzięczni; cokolwiek robisz,  jakikolwiek masz cel w życiu i jakkolwiek by wyglądała ta ścieżka – wzloty i upadki… nieważne co robisz i czy jesteś artystą czy nie, najważniejsze żebyś był wdzięczny za to co masz a nie skupiał się ciągle na tym czego nie masz, czego nie osiągnąłeś. Kiedy zdarzy się tak, że twój umysł się przestawi na negatywne myśli, przełącz go ponownie na wdzięczność- to jest według mnie jest klucz do cieszenia się życiem i przyciągania pozytywnej energii.

 

Z Ragnarem Ólafssonem (27.06.2020, tuż przed koncertem Árstíðir w Sólheimar) rozmawiał Gerald Ertkhart. Zdjęcia – autor. 

0 replies on “Árstíðir – tuż przed koncertem w Sólheimar (wywiad)”